Holenderski policjant uniewinniony

Dziś Grażynie Mych po synie zostały tylko fotografie i wspomnienia.
– Trudno sobie jakoś przetłumaczyć ale, ale w tych moich tam przemyśleniach utwierdzała mnie pani prokurator, że bez względu na to co Bartek by wyprawiał tam, to oni nie mieli prawa go zabić – mówi Grażyna Mych, matka zastrzelonego.
Dramat rozegrał się w jednym z budynków w miejscowości Veenendaal. Do mieszkania Bartłomieja ktoś wezwał patrol policji, bo podobno miał on grozić nożem współlokatorom.
Na miejsce przyjechało siedmiu policjantów. Przyjechała również kierowniczka biura pośrednictwa pracy, która znała Bartka.
– Chciała zareagować, powiedziała po prostu tam policjantce, że go zna, że to jest jej pracownik, że ma dokumenty, że ona wyjaśni sprawę, spróbuje go uspokoić więc została odesłana no i po dwóch minutach były strzały, prawdopodobnie siedem, z tego trzy w korpus – mówi Janusz Mych, ojciec zastrzelonego.
Śledztwo w tej sprawie prowadziła prokuratura w Utrechcie.
– Chcemy mieć pewność, że policja działała zgodnie z prawem. Jak policjanci zachowali się tej nocy, sprawdzamy ilu tam było ludzi, dlaczego strzelali, to są te pytania. Dochodzenie wyjaśni czy działali zgodnie z prawem czy popełnili błąd – dodaje Janusz Mych.
Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania trwało dziesięć miesięcy.
Wczoraj wieczorem rodzice Bartka dostali dwa pisma, a w nich wiadomość od polskiej ambasady, że śledztwo zostało zakończone a policjanci, którzy zastrzelili Bartka uniewinnieni.
– To jest bardzo skomplikowana sprawa prawniczo, bo bierze udział w tym policja holenderska i byle jaki polaczek, bo tak to z tego wynika, taki maluteńki polaczek, którego można zabić i się okazuje, że policjanci są uniewinnieni – mówi Grażyna Mych, matka zastrzelonego.
Rodzice Bartka zapowiedzieli już, że chcą złożyć apelację.