Jarmarki z przesłaniem

Gorąca, kupiecka atmosfera nie była w stanie pokonać wszechobecnego mrozu. Tylko sprzedawcy, którzy nie mogli opuścić swoich straganów musieli sobie radzić inaczej. – Mamy takie styropianowe podkłady pod nogi, żeby było troszkę cieplej. Poza tym kawa, herbata i oczywiście ruch, bo gdy jest ruch to jest cieplej, a jak nie ma ruchu to jest zimno – mówi Barbara Płaza, sprzedawca.
Na szczęście po świąteczne przysmaki i ozdoby w katowickim Nikiszowcu ustawiły się długie kolejki, a siatki szybko się zapełniały.
Dla Krystyny Wojnar zakupy przed świętami nawet w mroźne dni to prawdziwa przyjemność. – Jestem tutaj co roku, bo jestem fankom takich kiermaszów. Nawet, gdy jestem w Niemczech, to tam chodzę zimową pora na kiermasze – mówi. I kupuje, a tym samym wspiera zabytkową dzielnicę, bo każdy kto tu rozstawił się ze straganem część swojego zarobku przekazać ma na renowację i przeniesienie rzeźby.
– Czy złotówka więcej czy mniej dla mnie to nie ma żadnej różnicy. Ważne, by wspomóc Nikiszowiec – Rybkę odnowić. Myślę, że każdy jakiś grosz przekaże – stwierdza Magdalena Rakoczy, sprzedawca. Z pieniędzy zebranych w dwóch poprzednich latach w Nikiszowcu zamontowano szklane oczy… Organizatorzy jarmarku jednak nigdy nie sprawdzają, ile kto wrzuca do puszki. – Liczymy na uczciwość. Nie wydaje nam się, żeby nas w większości okłamywali… Generalnie liczą się symbole…. One są chyba ważniejsze niż złotówki – mówi Waldemar Jan, Centrum Aktywności Lokalnej w Nikiszowcu.
Symboli i to sporo było także dziś w Tychach. Tu oprócz handlu pojawił się też szczytny cel – pieniądze zbierano na budowę hospicjum.
Ci, którym dziś mróz zbyt doskwierał mogli wybrać się na świąteczny jarmark do centrum handlowego. – Chcieliśmy stworzyć możliwość mieszkańcom Katowic zaopatrzenia się we wszystkie rzeczy, które się wiążą ze świętami – mówi Izabela Zięba-Praszkiewicz, dyrektor ds. Marketingu salonu Agata Meble.
Tak więc i w Katowicach można było kupić aniołki, choinki, bombki i prawdziwe swojskie wyroby. – Na Śląsk nas przywiodło to, żeby hanysi już nie przyjeżdżali teraz do gór… Niech przyjadą na narty. My przywieźliśmy dobre produkty, żeby każdy przed świętami popróbował, a przed samiuśkimi świętami przyszedł i bardzo dużo nakupił – wyjaśnia Zbigniew Harężlak, sprzedawca.
A gdy przez zakupy można jeszcze przyczynić się do czegoś dobrego, to jakoś łatwiej wpaść w ten przedświąteczny szał.