Jest nadzieja na odbudowanie części Huty Uthemana

“Tak palą się nasze marzenia”. Wpis o takiej treści pojawił się na profilu społecznościowym właściciela budynku, kilka godzin po tym jak wybuchł w nim pożar. Płonęły marzenia o nowej zabytkowej siedzibie firmy, biurach i klubie, który miał się mieścić w piwnicach. – Nie dostaliśmy żadnych pogróżek, żadnych sygnałów, żadnych listów. Nie mamy takiej wiedzy – mówi właściciel. Zgłoszenie o pożarze strażacy dostali od ochroniarzy, którzy na obrazie z kamer wdzieli nie tylko ogień. – Mamy zabezpieczone nagranie monitoringu, na którym zarejestrowano sylwetki trzech mężczyzn i zaraz po tym wybuch pożaru – mówi podkom. Jacek Pytel z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Na nagraniu widać też jak wspomniani mężczyźni przystawiają do ściany budynku drabinę i idą w kierunku wieży. Potem jest już tylko walka z czasem i ogniem. – Mieliśmy trudności, żeby dostać się do niego od środka, bo żelbetowy strop to uniemożliwiał. Także gaszenie możliwe było tylko i wyłącznie od góry – mówi mł. bryg. Andrzej Płóciniczak z Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach.
Mimo pracy ponad 70 strażaków, najcenniejsza część budynku spłonęła. Wraz z nią unikatowy zegar. Gerard Sacherski zegarem zajmował się od 30 lat. Trudno mu uwierzyć, że już nigdy go nie usłyszy. Ten ostatni raz był wczoraj. Kiedy wieża płonęła, zegar bił cały czas. – Wybijał kwadranse i godziny, a ciekawostką było to, że tarcze tego były tak jak londyński Big Ben, czyli podświetlane. Spadł z wieżyczki wtedy, kiedy był pożar i rozbił się na drobny mak. Smutne to było, bo jeszcze na poręczy wisi fragment tarczy zegarowej ze wskazówkami – mówi. I to właściwie wszystko, co z niego zostało. Podobnie jak z krytej gontem wieży.
– To były części oryginalne. Wszystko spłonęło. Jeżeli dałoby się odbudować, to by był niesamowity sukces – mówi Adrian Juraszczyk ze Stowarzyszenia na rzecz Powstania Muzeum Hutnictwa Cynku. – To może się udać – przekonuje po wstępnych oględzinach spalonego budynku miejski konserwator zabytków. – Pomogło chyba to, że jest tam taka specyficzna konstrukcja żelbetowa dachu w części i myślę, że budynek jest do uratowania i do odbudowy w tej partii dachu i wieży zegarowej – zapewnia Bolesław Błachuta, miejski konserwator zabytków w Katowicach.
Właściciel deklaruje, że jeśli tylko będzie to możliwe, to właśnie tak się stanie. – Nie zrezygnujemy. Chcemy jednak doprowadzić to do końca. Chcemy tam mieć siedzibę firmy i magazyny – mówi właściciel. Chociaż może to kosztować naprawdę dużo, to pieniądze są na drugim planie. Na pierwszy jeszcze bardziej niż przed pożarem wysunęła się historia, tradycja i chęć udowodnienia, że niemożliwe może się udać.