Katowicki dworzec straszy cudzoziemców

Studenci z Ukrainy dopiero w Katowicach przekonali się co tak naprawdę oznacza powiedzenie: życie na walizkach, bo to właśnie na swoim bagażu musieli spędzić noc na katowickim dworcu PKP. – Kiedy przyjechaliśmy na ten dworzec myślałem, że zwariuję i że zaraz się wścieknę. Jest bardzo zimno. Macie ładne miasto, ale dworzec… szkoda gadać – stwierdza Paweł Bielikow, student z Ukrainy. Kiedy perspektywa ciepłego siedzenia w pociągu znacząco się oddala, zmęczonemu pasażerowi potrzeba naprawdę niewiele. – Nie możemy znaleźć miejsca, w którym moglibyśmy usiąść i poczekać na spóżniony pociąg – żali się Katarina Bawikina, studentka z Ukrainy.
Na katowickim dworcu znalezienie takiego miejsca jest niezwykle trudne. Wprawdzie znaki wyglądają zachęcająco, ale zaraz po ich dostrzeżeniu zaczynają się schody. – Miejsce nie jest może najlepsze, ale nie mam za bardzo innych możliwości, żeby spędzić noc. Mogę zostać albo tutaj na schodach, albo poczekać na pociąg na peronie – oznajmia Dymitrij Korowka, który czekał na pociąg do Pragi. Na peronie może i tak, ale na schodach – już nie bardzo. No chyba, że na stojąco, bo gdy ktoś chce usiąść, pozostaje mu walka o kilkanaście miejsc na ławkach. Na terenie dworca naliczyliśmy ich raptem cztery.
Nieco więcej miejsc jest w dworcowej restauracji, która pełni też funkcję poczekalni. Tyle, że poza napisem, próżno szukać jakiejkolwiek informacji na ten temat. A przecież, jak zapewnia kolej, wystarczy tylko ważny bilet i już można w komfortowych warunkach poczekać na pociąg. – Trzeba mieć ważny, ale raczej nie sprawdzamy. Od tego jest ochrona. Przychodzi często i sprawdza bilety – informuje Krystyna Głąb, restauracja na katowickim dworcu PKP.
I biada temu, kto ich nie ma, bo na przykład przyjechał tylko kogoś odebrać. – Rodzina jedzie z Warszawy, stoją w polu, zimno, nikt nic nie wie – mówi Jacek Piotrowski, który przyjechał odebrać rodzinę z pociągu. My też nie wiemy co na takie warunki oczekiwania na pociąg na katowickim dworcu mówi jego zarządca, bo dzisiaj miał na głowie znacznie ważniejsze sprawy. – Mamy ostatni dzień żeby składać faktury, w ogóle jest sądny dzień.
To prawie tak samo jak dla pasażerów, którym odwołane i opóźnione pociągi skutecznie utrudniają życie. Jest jednak iskierka nadzei, że sytuacja w końcu sie poprawi. W 2012 roku hala dworca ma wyglądać zupełnie inaczej. Jeśli inwestor dotrzyma słowa, na brak miejsc w poczekalni nikt nie powinien narzekać. – Wszystkie prace projektowe posuwają się zgodnie z harmonogramem. Nie wystąpiły do tej pory żadne opóźnienia. Dlatego na dzień dzisiejszy nie widzimy większych problemów w możliwości zrealizowania tego projektu – deklaruje Antoni Pomorski, manager projektu przebudowy dworca PKP w Katowicach. Ale żeby było lepiej, najpierw musi być gorzej. – Takie prowizoryczne poczekalnie chcemy zorganizować. Jesteśmy na etapie w tej chwili takiego ustalenia warunków i ogłoszenia przetargu, żeby to w godziwych warunkach te poczekalnie były z jakąś kawą, herbatą – dodaje Karol Trzoński, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych PKP w Katowicach.
No i przy tej kawie i herbacie przyjdzie pasażerom w prowizorycznych warunkach poczekać ponad dwa lata, żeby wypić toast za koniec starego dworca.