Klaun poszukiwany

Ewa Teodorowicz po raz pierwszy czerwony nos klauna założyła rok temu. Była wielka radość i równie wielka obawa: czy przekona do siebie chore dzieci? Obawa zupełnie niepotrzebna. – Jak widzą, że chcemy się z nimi bawić, wygłupiać, to potem już coraz coraz trudniej jest wychodzić z oddziału – stwierdza wolontariuszka.
Na oddziale pediatrii w Szpitalu Rejonowym w Raciborzu Oddziału widok wolontariuszy w stroju klauna nikogo już nie dziwi. Chwilę później Ewa i Zosia zamieniają się w doktor Wiewióreczkę i doktor Kropkę. Pomaga im dr Filipek, co prawda szmaciany, ale liczy się z nim nawet pielęgniarka oddziałowa.
Leczenie małych pacjentów zaczynają od… zastrzyku pełnego radości. Takiej, jakiej nie da żadna studencka impreza. – Myślę, że da się tak życie poukładać i naprawdę można znaleźć godzinę na dojście i bycie tutaj – zapewnia Zofia Świtała, wolontariuszka.
W Fundacji “Dr Clown” działa czterystu wolontariuszy , ale mogłoby nawet dwukrotnie więcej. Stąd poszukiwania nowych ludzi, którzy podejmą wyzwanie i założą czerwone nosy. Także tu, na Śląsku. – To ma bardzo duży wpływ na to, że dzieci szybciej wracają do zdrowia, nie myślą co się dzieje w związku z danym etapem leczenia – uważa Beata Popów, pielęgniarka oddziałowa.
Kolorowe zaskoczenie – tak o wizycie dr Wiewióreczki i dr Kropki u czternastomiesięcznego Pawełka mówi jego mama. Bo taka dawka śmiechu jest tu tak samo ważna jak dawki niezbędnych leków. – Powinno być więcej takiego czegoś – ja się z czymś takim spotykam, a jestem już tyle po szpitalach – w Opolu czy Głubczycach, a jednak widzę pierwszy raz! – mówi Agnieszka Wiczkowska, mama Pawła.
Jednak by wejść na szpitalny oddział w stroju klauna nie wystarczy poczucie humoru, bo tu oprócz śmiechu jest także wiele cierpienia. – To są czasem dzieci poparzone, po bardzo ciężkich operacjach bardzo. Kontakt jest czasem trudny, dlatego trzeba naprawdę mieć bardzo dużo takiej wewnętrznej siły – przyznaje Elżbieta Baran-Cebula z Fundacji “Dr Clown”. Siły, której magicznym lekarkom trudno odmówić. Jak podkreślają władze fundacji – najważniejsze, by tacy ludzie trafiali tu z wyboru, a nie z przypadku.