Kolejka do pustostanu w Bytomiu

Nie raz wandali muszą przeganiać ci, którzy mieszkają obok pustostanów. – Jakikolwiek kawałek metalu jest ze ściany wyrywany, wszystko jest zdewastowane przez złodziei, bo nikt tego nie pilnuje – mówi Andrzej Perczyński, mieszkaniec Bytomia.
Przed zniszczeniem strzec powinien zarządca, czyli Zakład Budynków Miejskich. Zwykle jednak nie robi się nic, a mieszkania zamieniają się w meliny. Tylko nieliczne są zamykane. – To są mieszkania zawieszone ze względu na stan techniczny i tu są ważne przyczyny np. przeciekający dach czy niedrożne kominy – wyjaśnia Adam Wajda z bytomskiego ZBM-u.
To nie odstrasza mieszkańców Bytomia, którzy na co dzień mieszkają w znacznie gorszych warunkach. – Musiałam przestawić łóżeczko dziecka, bo zaczął się sufit sypać. Chciałabym mieszkać w lepszych warunkach – wyznaje Magdalena Hubalek, mieszkanka Bytomia.
Głosy niezadowolenia słychać w całym mieście. Dlatego chętnie zamieszkali by w pustostanie. Warunek jeden – na czas remontu nie musieliby płacić czynszu. Odpowiedź – też jest jedna. – Idziemy do administracji i ciągle to samo, mówią, że nie mają mieszkań, nie mają pieniędzy na remonty – oburza się Sabina Czech, mieszkanka Bytomia.
Mieszkań rzekomo nie ma, choć w mieście jest prawie półtora tysiąca pustostanów.
– Uważam, że zamiast pakować pieniądze w zakup kontenerów w ramach mieszkań socjalnych, należałoby te lokale przywrócić do poprzedniego stanu i oddać ludziom, ot cała filozofia – stwierdza Marcin Wołosz, radny Bytomia. A raczej polityka.
W zbliżających się wyborach prezydenckich pustostany mogą podreperować wizerunek kandydatów. Kazimierz Bartkowiak już obiecuje, że zrobi z nimi porządek. – Trzeba zmienić przepisy, które będą pozwalały na prawidłowe gospodarowanie zarządem mieszkaniowym – uważa. Czyli półtora tysiąca zrujnowanych pustostanów to efekt przepisów, które da się zmienić. Ale jak widać od możliwości – do zmiany droga bardzo daleka.