Kolejki po węgiel po staremu

Taka kartka to dla drobnych dostawców przepustka do węglowego raju. Jednak przed jego bramą trzeba poczekać – bywa, że i dwa tygodnie. Jest kolejka, więc kto pierwszy ten lepszy. I chociaż tak było zawsze – takich kolejek nikt nie pamięta. A nie dość, że kierowcy czekają długo – to przez złomiarzy w nocy robi się niebezpiecznie.
Czarne złoto to niełatwy kawałek chleba – bo dostawcom doskwiera nie tylko zimno i opieszałość wydających węgiel. – Ludzie mają do nas pretensje, że gdzie ten węgiel i teraz człowiek jak tylko odbiera telefon musi się tłumaczyć za kopalnię. Tak to po prostu wygląda, że nie ma wydobycia – przynajmniej tak mówią – mówi Janusz Iska, dostawca węgla.
Klientów to jednak nie interesuje – czekają po trzy tygodnie – nawet jeśli sami na kopalni pracują. – W poniedziałek miał mi na pewno przywieźć węgiel, potem, że na pewno we wtorek, w środę miało być na pewno, a teraz mówi, że jutro będzie – skarży się Michał Nieradzik, górnik, czeka na dostawę węgla.
Zaradzić miała temu awizacja, czyli telefoniczne umawianie odbioru węgla. Jednak wprowadzony rok temu system zdaniem drobnych dostawców – nie działa. – Przecież to jest niemożliwe, żeby jak się dzowni, dwadzieścia telefonów można odebrać od siódmej do wpół do ósmej. A po wpół do ósmej, to już jest wszystko sprzedane – stwierdza Grzegorz Lach, dostawca węgla.
Kompania tłumaczy, że awizacja zakup węgla cywilizuje, ale kolejkom nie zapobiegnie. – Gdy wszyscy chcą kupić węgiel w momencie, w ktorym jest zimno, to wiadomo, że taki problem będzie występował. Wydobycie węgla ma to do siebie, że nie jesteśmy w stanie ze względów technologicznych i technicznych, sprostać takim zamówieniom – uważa Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompani Węglowej.
Podobnie jak infolinie przyjmujące zamówienia. Dlatego dostawcy wolą stać i czekać. Bo tym sposobem – jak mówią – kupują i szybciej i taniej niż u dilerów. A wyższą marżę, która jest ceną za brak takich kolejek i tak musi zapłacić… klient.