Kolejne smutne święta…

To nie sytuacja awaryjna, tylko rzeczywistość w jakiej znaleźli się mieszkańcy dawnych budynków zakładowych w Będzinie. Żyją nie tylko bez wody. W mieszkaniach nie ma prądu, gazu i kanalizacji. Konsekwencjami grozi właściciel budynku, który zdaniem mieszkańców celowo odłączył kanalizację. Ale bez względu na wszystkie przeciwności część lokatorów nie chce lub nie może się wyprowadzić. – Nigdzie nie pójdę, bo ja mam dom, mam mieszkanie, a że mam takie warunki a nie inne – muszę się z tym pogodzić – tłumaczy Helena Kamińska.
W strasznych warunkach mieszkają od ponad roku. Prowizoryczne rozwiązania się nie sprawdzają. Większość lokatorów już się wyprowadziła. – Znam jedną, drugą, czwartą i dziesiątą osobą i żal mi ich. A ja po prostu znalazłam sobie mieszkanie wpłaciłam 22 000 kaucji, wzięłam kredyt – jestem zadłużona, ale mieszkam.
Zofia Kasza została. Jako jedna z niewielu ma prąd. W mieszkaniu prawdziwą choinkę zastąpił grzejnik, ale i tak jest za zimno żeby myśleć o zbliżających się świętach. Pierwszy raz rodzina nie przyjedzie na wigilię. – A ja bym chciała mieć to dziecko tu przy sobie na wigilę, bo rok w rok, tyle lat – wigilię spędzaliśmy razem. Dzieci są porozpraszane po świecie.
Świątecznego nastroju nie ma także u sąsiadów. – Smutne, przykre, bo ani światełka, ani nic nie ma – żali się Bogdan Wolski. W niszczejących budynkach, zawilgoconych i zagrzybionych mieszkaniach nadzieja na poprawę sytuacji już zgasła. – Tu nie ma o czym mówić, to jest czcza gadka, po co opowiadać jedno i to samo w kółko – żadnych efektów nie ma – dodał Edward Gala, pełnomocnik mieszkańców.
Urzędnicy problemu nie widzą, bo budynki są prywatne. Na ich wykup w miejskim budżecie nie ma pieniądzy. Z właścicielem mieszkańcy wymieniają tylko pisma. W ciągu 10lat ani razu się z nimi nie spotkał.