Koniec cyrku w polskim hokeju. Polska Liga Hokejowa rusza 13 września
Z małym poślizgiem, ale Polska Liga Hokejowa wystartuje trzynastego września. – Nie jest za dobrze z naszą dyscypliną. Jesteśmy na szarym końcu, ale mogło być jeszcze gorzej i nawet sobie tego nie wyobrażałem – mówi Adam Bagiński, zawodnik GKS Tychy.
Nikt też sobie nie wyobrażał, że w lidze zagrają tylko trzy zespoły. Wszystkiemu winien był konflikt pomiędzy związkiem, a grupą zbuntowanych klubów. Ostatecznie ten pierwszy musiał oddać ten mecz walkowerem. – Tej dyscypliny nie stać, żeby takie rzeczy działy się w związku, ponieważ musimy walczyć o każdą drużyną. Tych drużyn nie przybywa, one się wykruszają. Związek powinien nas wszystkich konsolidować – mówi Adrian Parzyszek, zawodnik GKS Tychy.
Kompromis udało się osiągnąć, ale topór wojenny nadal pozostaje niezakopany. To nie tak miało wyglądać, przekonują władze związku, które planowały utworzenie zawodowej ligi. Ta teraz zawodową będzie tylko z nazwy, bo funkcjonować ma według starych zasad.
Nowością ma być maksymalnie 8 obcokrajowców w drużynie oraz – jeżeli ma się pieniądze – wykluczenie spadku z najwyższej ligi. – Jesteśmy marką, którą dalej będziemy budować, jest dalej Polska Liga Hokeja. Chciałem oświadczyć, że słowo Polska będzie zamienione na tego sponsora, który przyjdzie, bo nie ma odwrotu od ligi zawodowej – podkreśla Piotr Hałasik, prezes PZHL.
W pojawienie się sponsora przedstawiciele zbuntowanych klubów jednak nie wierzą. Jak dodają, ta tajemnica nie zostanie ujawniona do 15 września. – Lepiej nie mówić i nie obiecywać niż potem się tłumaczyć, dlaczego. Niepotrzebnie zostały rozbudzone ambicje – stwierdza Andrzej Skowroński, członek zarządu PZHL, GKS Tychy. Duże są na pewno kibiców, którzy pomimo potknięć działaczy, liczą na duże emocje. – Liga będzie bogatsza w zawodników zagranicznych. Myślę, że będzie wyższy poziom. Jest więcej zespołów, które aspirują o tytuł mistrza Polski – zaznacza Mariusz Wołosz, prezes Hokej Ligi.
O tytuł walczyć będzie prawdopodobnie dziewięć zespołów. W ich gronie na pewno nie będzie już Zagłębia Sosnowiec. Zadłużony klub zniknął z hokejowej mapy Polski. – Przyjdzie ten rachunek zapłacić w przyszłorocznych wyborach, nie widzę innej możliwości. Faktem jest, że prezydent odpowiadał za zarząd jak i radę nadzorczą – mówi Kazimierz Górski, prezydent Sosnowca. Władze Sosnowca – już bez długów – chcą ją ponownie zgłosić za rok. Żeby tak się jednak stało, potrzebny jest kompromis. W tym gronie trudno jest znaleźć jednak osoby, które znają jego definicje.