Końskie szczęście

Darowanemu koniowi podobno w zęby się nie zagląda. Ale w przypadku Emira, to powiedzenie się nie sprawdza. To właśnie wada zgryzu stała się przyczyną jego kłopotów. Poprzedni właściciel chciał go oddać do rzeźni. Jego wybawcą okazał się Wiesław Czul, który nie widzi żadnego problemu ze zdrowiem swojego nowego podopiecznego. Problemów nie widzi też Krzywousty – ani z jedzeniem, ani nowym zajęciem. Z koniem Medalionem zdążył się już zaprzyjaźnić, choć chodzenia w zaprzęgu dopiero się uczy. – Przy odpowiednim traktowaniu tak samo będzie służył i pracował, jak każdy inny koń. A tutaj po prostu będzie miał szczęście, że będzie sobie mógł żyć. Jest młodym koniem, dopiero 17 marca będzie miał 4 lata, więc całe życie przed nim – mówi Wiesław Czul, hodowca koni, woźnica.
Ale taki los chorych koni to rzadkość. Przystań Ocalenia nie nadąża z przyjmowaniem kolejnych zwierząt, bo niewielu chce je utrzymywać. Najmniejsza nawet wada to dla hodowców spory problem – nie tylko finansowy. – Wstydzi się mieć takiego zwierzaka, który wzbudzałby jakby większe emocje, albo przykuwałby wzrok innych ludzi, co mogłoby prowadzić do jakiegoś wyśmiewania się – opowiada Dominik Nawa, prezes Komitetu Pomocy dla Zwierząt. W chorzowskim skansenie co prawda wzbudza śmiech, ale z pewnością nie złośliwy i koński zaprzęg cieszy się dużą popularnością. – Śnieg w oczy sypie. Nie umiem tego nawet wyrazić, naprawdę bardzo fajnie jest – mówi Paulina Krzeszowska, miłośniczka koni. – Na świeżym powietrzu, ta sceneria – pięknie. To jest naprawdę luksus – dodaje Janina Marcoń, uczestniczka kuligu.
Co do tego, że Krzywousty jeszcze długo będzie miał pełne kopyta roboty, nie mają wątpliwości pracownicy parku, bo takie atrakcje wróciły tu po 10 latach przerwy. – Fakt, że ciągną je sanie, a nie samochód, lub traktor, to jest dodatkowa atrakcja. Myślę, że połączenie wspomnienia z dzieciństwa i żywe zwierzęta, konie to jest to do czego lubimy wracać – uważa Ewa Zachariasz, Górnośląski Park Etnograficzny. A do Emira co rok będą wracać ci, którzy go wykupili – sprawdzić, czy trafił w dobre ręce. – Zdarza się czasem, że niektórzy ludzie nie spełniają tych wymogów i my musimy zwierzę odebrać i szukamy mu innego miejsca – dodał Jacek Bożek, prezes Klubu Gaja.
Nie będzie takiej potrzeby – zapewnia pan Wiesław. Dodaje, że w tym zawodzie Emir jeszcze długo cieszyć się będzie zdrowiem – końskim.