Region

Kortów nie będzie?

Rakiety są, piłeczki też, brakuje tylko sznurka. A bez niego trudno poważnie grać w tenisa. Przynajmniej na asfaltowych kortach w Dolinie Trzech Stawów. Bracia Jacek i Jarosław Rudniccy przychodzą tutaj zwykle raz w tygodniu. Słyszeli o możliwej budowie w tym miejscu restauracji i nowych kortów. Mają na ten temat róźne zdanie. Jacek: Wiadomo, że korty nie będą za darmo, wiadomo że człowiek, który nie zarabia zbyt dużo nie przyjdzie ttaj pograć, tylko poparzeć. Jarosław: Ludzie sobie chodzą, grają co prawda za darmo, ale będzie jakaś kultura jak ktoś zagospodaruje ten teren. Będzie myślę ciekawiej.

Ciekawie i to bardzo wyglada sprawa negocjacji Urzędu Miasta z Savvasem Patsidisem, który chciał w Dolinie Trzech Stawów zbudować restaurację i trzy korty tenisowe. W ubiegłym roku Rada Miasta zezwoliła prezydentowi na wydzierżawienie tej blisko hektarowej działki  bez przetargu na 20 lat. Do podpisania umowy jednak nie doszło, bo miasto zażądało bardzo wysokiego czynszu – 28-miu tys. zł miesięcznie. Na taką kwotę inwestor przystać nie mógł.

Pastidis: Jestem bardzo rozczarowany, bo znalazłem teren, o którym wiedziała niewielu ludzi, większość nie wiedziała, który był w stanie, zresztą nadal jest w stanie złym. Zrobiłem wizualizaję, poniosłem koszty, bardzo się tym cieszyłem. Radość była jednak przedwczesna. Savvas Pastsidis zaproponował miastu kilka wariantów umowy. Chciał, żeby urzędnicy zróźnicowali mu stawki za dzierżawę. Wyższą kwotę płaciłby za restaurację, a niższą za resztę terenu.

Kocurek: To nie zyskało apropaty miasta i prezydent zadecydował, żeby cały ten teren, całą działkę przygotować do przetargu ogólnodostępnego. 

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Sprawa cały czas wzbudza żywe reakcje wśród katowickich radnych. Zydorowicz: Jestem przeciwny budowie jeszcze jednej placówki gastronomicznej w Dolinie Trzech Stawów dlatego, że nastąpi zakłócenie proporcji pomiędzy obiektami sportowymi i rekreacyjnymi, a własnie placówkami gastronomicznymi. Innego zdania jest Ryszard Willner-Paster, którego dziwi, że miasto postawiło inwestorowi zaporowe warunki: Czynsz jest nie do przyjęcia. 28 tysięcy to są pieniądze, które trzeba zarobić, one nie są tutaj gdzieś wkopane w ziemię.

Wkopane w ziemię są za to zardzewiałe słupki, które wprawdzie dochodu nie przynoszą, ale też nikomu nie przeszkadzają.

I pewnie pozostanie tak jeszcze do momentu, w którym urzędnicy ostatecznie zdecydują czy działkę w Dolinie wydzierżawić, czy też sprzedać. Bo dwóch srok za ogon ciagnąć się nie da.

Grzegorz Żądło

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button