Krystian Szostak

Mgr historii, ur. w Pszczynie. Ukończył studia podyplomowe z zakresu Nauk Politycznych na Uniwersytecie Śląskim oraz kursy z zarządzania. Ponad 20 lat pracował w pszczyńskich szkołach. Doświadczenie w zarządzaniu zdobył pełniąc funkcje: dyrektora SP 12 w Studzionce, dyrektora SP 21 w Pszczynie (organizacja szkoły od podstaw i utworzenie III L.O.), naczelnika Wydziału Oświaty, Zdrowia, Kultury i Sportu w starostwie, dyrektora odpowiedzialnego za budowę i uruchomienie dwóch obiektów hotelowych w Wiśle, wreszcie wicestarosty pszczyńskiego. Działacz sportu młodzieżowego, instruktor piłki ręcznej. Burmistrz Pszczyny Jego żona Maria jest dr nauk. Humanistycznych. Nauczycielka historii w I LO im. Bolesława Chrobrego. Córka Katarzyna, absolwentka prawa Uniwersytetu Śląskiego.
Latem 2008 na jaw wyszła współpraca prezydenta Pszczyny z SB. W środowisku zawrzało. O deklaracji i przeszłości Krystiana Szostaka rozmawia Maciej Wąsowicz w „Gość TVS”.
W: Krystian Szostak, osoba, która od lat rządzi Pszczyną, a dziś budzi skrajne emocje. U jednych agresję i nienawiść, u innych współczucie i zrozumienie. Panie burmistrzu, przed kilku laty nie trzeba było się przyznać i dziś nie byłoby tej rozmowy?
Sz: To bardzo trudne pytanie. Kiedy przyznać się? W latach 90-tych? Ja myślę, że gdyby na początku lat 90-tych otwarto wszystkie teczki, nie robiono różnych manipulacji, nie chcę powiedzieć niszczenia dokumentacji, tak jak robiono w NRD czy Czechach, prawdopodobnie byłoby najlepiej. Teraz, kilka lat temu? Kiedy? Całe życie pracowałem w Pszczynie. O tym epizodzie z czasów studiów – tragicznym dla mnie starałem się po prostu nie pamiętać, szczególnie, że nie miał on już absolutnie żadnej kontynuacji później w latach mojej pracy zawodowej, po ukończeniu Uniwersytetu. Więc w jakim kontekście miałem się przyznać?
W: Miał Pan taką możliwość, gdy składał Pan deklarację lustracyjną. Dlaczego tam Pan nie napisał, że był Pan współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa? Okres studiów, to było 30 lat temu, ale to właśnie mogło być rozliczenie historii.
Sz: Zgodnie z ustawą o IPN, która dopiero tak naprawdę w tym roku nabrała mocy prawnej, złożyłem stosowne oświadczenie i na pierwszej stronie napisałem, że nie byłem współpracownikiem. Oczywiście jest w tym pewna sprzeczność. W drugiej część podałem okoliczności podpisania współpracy, zwracając uwagę na jej przymusowy charakter. A więc całe swoje kilkunastomiesięczne, traumatyczne przeżycie z lat studenckich, analizując, stwierdziłem, że w ujęciu ustawy nie współpracowałem. To, że spotykałem się w wyznaczonych przez SB terminach, nie oznacza jeszcze współpracy w takim rozumieniu o jakim ustawa IPN mówi. W moim wewnętrznym przekonaniu. Nie działałem przeciwko opozycji . Proszę mi podać chociaż jedno nazwisko, osoby, która za poglądy polityczne sprzeczne z ówczesnym ustrojem znalazła się w tych teczkach. Czy są nazwiska moich przyjaciół, studentów, z którymi wieczorami rozważaliśmy różnego typu dylematy ówczesnej rzeczywistości. Czy jest jakikolwiek sygnał, że kogoś, ze względu na poglądy polityczne zadenuncjowałem.
W: Pan mówi „ w rozumieniu ustawy”, natomiast zastanówmy się nad czysto ludzkim wymiarem. Przede mną leży teczka współpracy, jest Pan zarejestrowany jako TW „Ryszard” , notatek służbowych jest co najmniej kilkanaście. Spotykał się Pan, opowiadał im Pan o różnych sytuacjach. Możemy tutaj przytoczyć kilka sytuacji: „Ewa B. III rok Nauki Polityczne – wyjeżdża często do RFN”. „Kierownik Wydziału Górniczego, Pan O. w sposób niemal jawny popiera synów ludzi wysoko postawionych z hierarchii zawodu górniczego”. „Przed sesją egzaminacyjną na teranie DS1na Ligocie pojawił się osobnik, który przywiózł ze sobą taśmę magnetofonową z nagraniami o treści antyradzieckiej”. Jak Pan myśli, po co SB te informacje były potrzebne, jak nie po to, by tym ludziom zaszkodzić?
Sz: Ewa B., jedna z moich koleżanek i nie tylko ona, bo wyrwał Pan tylko jedno nazwisko. Pytanie było proste: „Kto wyjeżdżał za granicę?” Czy to jest pytanie, którego oczekiwał każdy pracownik bezpieczeństwa, skoro tego typu informacje posiadał każdy wydział paszportowy? Ja wyjeżdżałem, moja narzeczona wyjeżdżała, Ewa B. również wyjeżdżała i jeszcze parę innych koleżanek. Więc to była tajemnica żadna, tajemnica Poliszynela. Im chodziło o co innego, tego Pan tam nie znalazł na pewno w tych materiałach, których ja nie czytałem. Tu też jest cała siła mediów w dostępie do tych materiałów, którego ja nie miałem. Chodziło o poglądy tych osób. I proszę mi znaleźć jeden zapis, w którym ja mówię o poglądach tychże osób.
W: Właśnie przed chwilą to przeczytałem:” Przed sesją egzaminacyjna na terenie DS1na Ligocie pojawił się osobnik, który przywiózł ze sobą taśmę magnetofonową z nagraniami o treści antyradzieckiej”. Nie mówi to o poglądach tego osobnika?
Sz: A gdzie jest nazwisko tego osobnika?
W: Było, proszę mi wierzyć, jest w tej teczce nazwisko tej osoby.
Sz: To jest niemożliwe. Ja nie znam tych materiałów.
W: Później, po Pańskiej relacji Służba Bezpieczeństwa zidentyfikowała tego człowieka.
Sz: Wie Pan, jaka to była sytuacja? Właśnie na tym polegała cała „gra” ze Służbą Bezpieczeństwa? Oni mieli kontakty. Krótko mówiąc, ja wiedziałem, że i mnie sprawdzają, ja podawałem informacje w sprawach, które wszyscy znali. A sytuacja w sprawie tego przypadku polegała na tym, że gdzieś na korytarzu, któryś z chłopaków podszedł do mnie i powiedział, że jest taki gość, lata z tymi kasetami, czy nie chcesz jednej z takich kaset przesłuchać? Powiedziałem mu tylko tyle: „ Powiedz mu, żeby s….”.
W: Pytano Pana o konkretne nazwiska, Pan mówił bezosobowo, ale zdarzało się, że Pan później te nazwiska ustalał.
Sz: Nie mogę walczyć z tego typu argumentami, skoro ja tej teczki nie poznałem. Ja myślę, że tutaj pion IPN-u i sąd musi to ocenić. Bo to co Pan mi teraz powiedział jest również dla mnie szokiem.
W: Czyli 1977 rok to nie jest rysa na Pana biografii?
Sz: To jest dramatyczny moment. Wiem również, że ta teczka współpracy zawiera wersję SB-cką, co do tego jestem pewien i będę tego dowodził. Będę bronił swojego dobrego imienia, dlatego, że ona zaczyna się w sposób cukierkowy, dobrowolnie rzekomo zgodziłem się na współpracę. I kończy się w równie cukierkowy i zawiera pełne kłamstwa z notatki, w której ja nie uczestniczyłem. Nie było żadnego takiego spotkania. To są po prostu kłamstwa i ja to udowodnię. Natomiast samo podpisanie współpracy, które rzekomo miało być aktem dobrowolny, ale tak nie było.
W: Co trzeba było zrobić, aby Krystiana Szostaka zmusić do współpracy?
Sz: Młodego człowieka, w 1977r, wezwano po raz kolejny na Komendę Wojewódzką w Katowicach . Propozycja pierwsza była taka sama, jak w Pszczynie. Odmówiłem, bo uznałem, że to jest niezgodne z moim pojęciem moralności. “Pracowałeś na kopalni, nie było Ci łatwo, matka niewiele zarabia, była wdową. Dobrze by było, gdybyś te studia skończył, a może za granicę kiedyś chciałbyś wyjechać?” W tej teczce są informacje o całej mojej rodzinie. Odmówiłem za pierwszym razem. Usłyszałem: „Dobrze, zastanów się”. Nie było żadnych gróźb fizycznych. Drugie spotkanie było już bardziej miękkie: „ Jesteś inteligentny, może jeszcze wyjedziesz za granicę”. To były tego typu sugestie. Kiedy znów powiedziałem, że nie – doszło do trzeciego spotkania. W tej chwili nie kojarzę, czy to było od razu po tamtym. W każdym bądź razie wywieziono mnie w samochodzie cywilnym, osobowym w okolice Brynowa, na pusty plac. Byłem sam z tym kierowcą. Zatrzymał się na środku placu, dał mi sztywnik z kartką. „Masz to, podpisz”. Deklaracja oczywiście była w całości przez niego dyktowana. To była jesień 1977 roku.
W: Mówi Pan, że SB wiedziało wszystko o Pana rodzinie, czego dowodzi też teczka personalna, którą tutaj mamy…
Sz: Nie czytałem jej.
W: Proszę mi uwierzyć, że tak było. Bolało to Pana, czy to był argument za tym, żeby przystąpić do współpracy?
Sz: Nie, ja tego nie wiedziałem. To były tylko argumenty rzucane podczas rozmowy.
W: Ale służyły do tego, aby Pana w jakiś sposób przekonać do współpracy.
Sz: Nie przekonać, tylko po prostu zmusić. Wie Pan, wykorzystywanie tego, że człowiek z własną wiedzą i energią kończył studia, pracował na kopalni, oni wiedzieli doskonale, że zależało mi na tych studiach. I tego się mogę wstydzić, że się bałem. Może miałem być bohaterem, wyskoczyć z tego samochodu na Brynowie. Nie wiem, tego nie zrobiłem, bo się bałem.
W: Ale można to chyba było przyjąć otwartą przyłbicą, wchodząc na firmament społeczeństwa. Kiedy został Pan burmistrzem Pszczyny, może należało to od razu ujawnić. Dlaczego zrobił to Pan dopiero podczas spotkania z sołtysami?
Sz: W 1979 roku skończyłem studia, zamknął się za mną ten dramatyczny czas. Z tych notatek na pewno wynika, ale nie wiem, bo ich nie czytałem, że wielokrotnie stwierdzałem, że nie mam wiedzy na temat działalności antysocjalistycznej.
W: Ale ja nie o to pytałem.
Sz: Ale proszę mi pozwolić dokończyć. W związku z tym, gdy skończył się dla mnie ten straszny moment, gdy zacząłem w 1979 roku pracę w Pszczynie. Przez całe te 30 lat swojej pracy koncentrowałem się na tym z czego mieszkańcy mnie znają i czego nie musze tutaj przypominać. Startując na stanowisko burmistrza analizowałem tą przeszłość, analizowałem warianty, co będzie gdy wygram wybory i stanę przed tym dylematem.
W: I co wyszło z tej analizy?
Sz: Wyszło, że warto postawić na szali całe swoje zawodowe życie, po to, by ten dramatyczny moment, mam nadzieję, wybronić, być może na drodze sądowej, abym nie był uznawany za kłamcę lustracyjnego. I będę tego dowodził na ile prawo mi pomoże. W jakiej procedurze ja wcześniej miałem pochwalić się czymś, co było dla mnie wielkim dramatem osobistym.
W: W tej procedurze, gdzie w rubryce: Współpracowałem/ nie współpracowałem, napisał Pan, że nie współpracował. Zastanawia mnie tylko to, że tak jak dzisiaj chcą Pana adwersarze, uważa Pan, że powinien zrezygnować, zawiesić funkcję burmistrza do wyjaśnienia całej sprawy?
Sz: Ale dlaczego? Ja prowadzę normana prace w urzędzie. Powtarzam, gdyby tej wiedzy nikt nie miał, co by się wydarzyło takiego w Pszczynie? Gdyby nie było tej „Afery teczkowej”, czy wpłynęłoby to na jakość pracy w naszym mieście? Nadal mam duże wsparcie mieszkańców, wiem, co chcę w Pszczynie zrobić. A z tym dramatycznym momencie w mojej przeszłości muszę się zmierzyć do końca. Świadomie, podkreślam, zaznaczyłem, że nie współpracowałem. Przecież łatwiej byłoby zaznaczyć i dzisiaj nie ma tematu.
W: Ale może, gdyby Pan wcześniej się przyznał, że współpracował, to nie zostałby Pan burmistrzem Pszczyny?
Sz: To są dywagacje. Oczywiście, jest to wielce prawdopodobne. Natomiast nie było jeszcze wtedy ustawy, która w sposób jasny określałaby procedury. Natomiast ja chce się poddać tej weryfikacji po raz kolejny. Jestem w szoku, że tam pojawiły się jakieś nazwiska osób, które prowadziły działalność opozycyjną. Jestem w autentycznym szoku, bo nie przypominam sobie tego typu nazwisk. Są nazwiska, które podawałem bardzo ogólnikowo i na zasadzie tajemnicy Poliszynela. Natomiast nie ma miejsca na ocenę poglądów lub działalność opozycyjną.