Kto może wystąpić w obronie przyrody?

Jak mówi Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, prawnych potyczek między prokuratorami i ekologami nie brakuje. – Dzisiaj wysyłamy sprawę i czekamy cztery lata – stwierdza. Ale jak mówią ci drudzy, to nie jest ostatnie starcie. – Prokuratorzy muszą sobie zdawać sprawę, że przestępstwa przeciwko środowisku są ważne, bo od tego, jaki jest stan środowiska naturalnego w bezpośredni sposób w dalszej perspektywie wynika, jaki jest stan człowieka – podkreśla Ślusarczyk.
Jednak jak się okazuje człowiek w imieniu przyrody występować nie może. Górnośląskie Towarzystwo Przyrodnicze przekonało się o tym dwukrotnie. Prokuratura w Gliwicach odmówiła uznania go za stronę pokrzywdzoną w sprawie dotyczącej niszczenia siedlisk chronionych gatunków płazów i ptaków w rejonie gliwickiego odcinka autostrady A1. Podobnie było w Sosnowcu, gdzie prokuratura uznała, że przyrodnicy nie są pokrzywdzonymi w sprawie dotyczącej zniszczeń roślinności i gatunków chronionych w rejonie rzeki Bobrek. Oba postępowania zostały umorzone.
– W momencie, kiedy podejmowana jest decyzja o umorzeniu postępowania, Towarzystwu nie przysługuje prawo zaskarżenia takiej decyzji, nie zna powodów, dlaczego prokuratura taką decyzję wydała, przez co nie można się odwołać – mówi Anna Sołtysiak, rzecznik prasowy Górnośląskiego Towarzystwa Przyrodniczego. Przyrodnicy tłumaczą, że to łamanie przepisów prawa. Zwłaszcza międzynarodowego.
Dziś na pytanie, gdzie tkwi sedno problemu, nie chciała odpowiedzieć żadna z prokuratur. Również ta Okręgowa w Katowicach, do której trafiły skargi na działania śledczych, które, jak mówią ekolodzy, szybko będą musiały się zmienić. – Komisja Europejska na spotkaniu z organizacjami ekologicznymi zwróciła uwagę na to, że należy podjąć działania tj. szkolić zarówno prokuratorów, jak i samorządowe kolegia odwoławcze z decyzji środowiskowych Wiele spraw można załatwić na poziomie krajowym – uważa Radosław Ślusarczyk.
Tymczasem, tak jak sprawa budowy autostrady A1, kończą się w Brukseli. Zwłaszcza, gdy zwierzęta giną poza obszarami chronionymi. – Niestety one nie mają swojego przedstawiciela w postaci pokrzywdzonego w rozumieniu prawnym. Gdyby to był park narodowy, park krajobrazowy lub rezerwat – wtedy tak. Wtedy można znaleźć pokrzywdzonego – przyznaje prof. Wojciech Radecki z Instytutu Nauk Prawnych PAN. Ale większość gatunków ginie podczas robót budowlanych. Nie w rezerwatach. Tyle że tym samym te śmierci przechodzą bez echa. Przynajmniej w prokuraturach.
– Powoduje bezradność i blokuje tak na prawdę inwencję społeczną. A przecież wszystkim nam chodzi o to samo. To znaczy o ochronę środowiska, która jest naszym wspólnym dziedzictwem – zaznacza Sołtysiak. Dziedzictwem, które w ławach sądowych nie zasiądzie i zeznań nie złoży. Przynajmniej nie innym, niż ludzkim głosem.