Kto uporządkuje teren po byłej koksowni w Zabrzu?

Starą koksownią przy ul. Hagera w Zabrzu wciąż interesują się przede wszystkim amatorzy złomu. Niektórzy nawet żartują, że to właśnie oni szybciej posprzątają niż ktokolwiek inny. Ale mieszkańcom ulicy Kasprowicza, która sąsiaduje z byłą koksownią, wcale nie jest do śmiechu. Tym bardziej, że beczki z olejem i ropą mogą w każdej chwili eksplodować. – To będziemy spać w ogrodzie. Ja mam ogród to będę spała na ogrodzie. A jak mi ogród wybuchnie, to będę spała byle gdzie – mówi Renata Nowak, mieszkanka ulicy Kasprowicza.
Teren przy ulicy Hagera skontrolowali pracownicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach. Ich zdaniem zbiorniki ze środkami chemicznymi zagrażają środowisku. Ale bardziej niebezpieczne mogą być zabetonowane w glebie odpady po Koksowni Concordia. – Na tym terenie znajdują się zbiorniki zawierające śladowe ilości substancji, pozostałości po procesach produkcyjnych właśnie firmy Agrob Eko – wyjaśnia Sławomir Adamczyk z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach. Firmy, która zdaniem Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, powinna usunąć zbiorniki. Ale jej właściciel ogłosił upadłość i nie chce się w tej sprawie wypowiadać.
Z kolei zabrzańska Prokuratura wciąż prowadzi dochodzenie. – Powiadomiono Prezydenta Miasta Zabrze o konieczności podjęcia działań, które ten stan zagrożenia trwający muszą uchylić – oświadcza Anna Arabska z Prokuratury Rejonowej w Zabrzu. Muszą, ale nie chcą i jedyne, co mogą zrobić, to wysłać strażników miejskich, żeby pilnowali tego miejsca. – Niejednokrotnie podejmowaliśmy pościg za złomiarzami. Wielokrotnie zdarza się, że stwierdzamy, iż na tym terenie na przykład jest zaprószony ogień, wtedy możemy bardzo szybko wezwać straż pożarną – stwierdza Mirosława Uziel-Kisińska ze Straży Miejskiej w Zabrzu. Strażacy tylko w tym roku gasili już trzy pożary.
Podobna bomba tykała w powiecie myszkowskim między Choroniem i Dębowcem. Tykała, bo zaraz po tym, jak została ujawniona, gmina niezwłocznie rozbroiła ją na własny koszt. – Czując się odpowiedzialni za mieszkańców i za wszystko, to trzeba brać się do roboty. Nie ma innego wyjścia. Trzeba teren uporządkować, a dopiero o tych skutkach finansowych i prawnych dochodzić będziemy z właścicielami – podkreśla Marian Szczerbak, wójt gminy Poraj.
W Zabrzu jednak, za uporządkowanie miejsca po byłej koksowni nikt nie chce się zabrać.