Kto zawinił?

– Pojechaliśmy tam i pierwszą moją reakcją było pytanie: Kinguś dziecko moje jak ty wyglądasz? – wspomina Bożena Fabisz, mama zmarłej na sepsę dziewczyny.
Gdy Bożena Fabisz zobaczyła swoją córkę nad ranem w szpitalu była przerażona. Przyjechała przecież, by zabrać ją do domu, bo lekarze zapewniali o poprawie stanu zdrowia dziewczyny. Przy Kindze matka nie zastała żadnego z lekarzy, a pielęgniarka, która zajmowała się innym pacjentem nie wiedziała co się dzieje. – Skończyła przy tym pacjencie i przyszła do mnie i do Kingi i mówi: a ja myślałam, że pacjentka ta była przyjęta – opowiada Fabisz.
Dopiero po reakcji Bożeny Fabisz, córką mieli zainteresować się lekarze. Pobierano krew, zebrało się konsylium. Potem usłyszała wyrok – piorunująco postępująca sepsa, której nie zdiagnozowano przez sześć godzin obserwacji. – Pacjentka była cały czas pod obserwacją lekarzy i personelu pielęgniarskiego na izbie przyjęć w naszym oddziale ratunkowym, w związku z tym była cały czas pod kontrolą, dostawała leki i były przeprowadzane badania kontrolne – mówił kilka dni temu doktor Piotr Trybalski ze Szpitala Rejonowego w Zabrzu.
Wersja lekarzy ma się nijak do tego, co mówią rodzice, którzy przy Kindze w szpitalu byli blisko trzy godziny od chwili jej przywiezienia. – Nikt nic nie robił, był tylko podany potas i była podana pyralgina, to było wszystko, wszystko – stwierdza mama Kingi
Nawet wtedy, gdy ich córka wiła się z bólu. – Mówię do tej pielęgniarki, czemu to ją tak wszystko boli. Pielęgniarka chwyciła za telefon, zadzwoniła i mówi, że ta mała cierpi, mówi że ją coś boli. Ostatecznie podano Kindze pyralginę – relacjonuje Fabisz.
Lekarze mieli też nie reagować, gdy matka Kingi zwróciła uwagę na zmiany skórne na skroniach córki. – Była czarna taka plama, poprosiłem, aby ktoś się temu przyjrzał, ale nikt nie przyszedł do łóżka i nie spojrzał na to – opisują sytuację rodzice Kingi.
Szpital wszelkie zarzuty odpiera i winą obarcza ratowniczkę z ambulansu, która – rzekomo – nie poinformowała lekarza dyżurnego o zmianach skórnych przypominających wybroczyny. – Lekarz nie potwierdza faktu rozmowy z ratowniczką medyczną, złożył oświadczenie, że nie rozmawiał – stwierdzał kilka dni temu Jan Węgrzyn, dyrektor szpitala.
W winę ratowniczki nie wierzy Marian Staroszek, przewodniczący komisji krajowej do spraw służby zdrowia i ratownictwa medycznego. – Znam tą dziewczynę, bardzo w to wątpię, żeby zrobiła jakikolwiek błąd w swojej sztuce jako ratownik. Jest to dziewczyna bardzo skrupulatna i dokładna w swoim rzemiośle ratowniczym – uważa Staroszek.
Zarzuty wobec ratowniczki bulwersują rodziców zmarłej Kingi. – Jeżeli ta doktor ratownik poznała w ciągu paru minut jakieś wybroczyny, a w szpitalu nie zajęto się ani wybroczynami, ani plamką, która żona jako laik wskazała – zastanawia się Marek Fabisz, tata Kingi.
Ewentualne nieprawidłowości w zabrzańskim szpitalu sprawdza prokuratura. Rodzice Kingi zamierzają złożyć skargę na – ich zdaniem – skandaliczne zaniedbania w szpitalu. – Mam nadzieje, że moja córka mi pomoże i podyktuje co mam napisać, bo ona była na bieżąco, ona widziała to wszystko, fakt, że była nieprzytomna, a… teraz jej nie ma – wyznaje Fabisz.
20 lutego Kinga obchodziłaby 21 urodziny, jak zwykle hucznie, na wesoło, z przyjaciółmi…