RegionWiadomość dnia

Lądowisko na dachu Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich [ZDJĘCIA]

Od piątku (7.11) na dachu siemianowickiej oparzeniówki mogą lądować, ważące nawet 6 ton, śmigłowce sanitarne. – Pogotowie lotnicze dysponuje takimi śmigłowcami, które są w stanie dotrzeć do nas z każdego miejsca w Polsce – informuje prof. Marek Kawecki, Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Wcześniej śmigłowce docierały jedynie do sosnowieckiego szpitala św. Barbary, oddalonego o około 10 kilometrów od Centrum Leczenia Oparzeń. Stamtąd jedynym możliwym transportem dla chorych były karetki. To rozwiązanie nie tylko zabierało czas, ale mogło też powodować kolejne urazy.

 

Siemianowicki Szpital jest jedynym w województwie i jednym z dwóch w Polsce południowej, specjalizującym się w leczeniu ciężkich oparzeń. Nadal leczeni są tu górnicy poparzeni w kopalni Mysłowice-Wesoła. Nadal też, lekarze zajmują się rannym w katastrofie kamienicy w Katowicach. – Te wszystkie katastrofy, które akurat się tak zbiegły, pokazały jak konieczna była budowa tego całego obiektu – mówi Mariusz Nowak, dyrektor CLO w Siemianowicach. Ten jest zwieńczeniem trwającej od czterech lat i wartej 40 milionów złotych rozbudowy oparzeniówki. Dzięki niej szpital może między innymi przyjąć aż o trzydziestu chorych więcej niż przed jej rozpoczęciem.

 

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Historia centrum rozpoczęła się niemal 16 lat temu, gdy założył je, nieżyjący już doktor Stanisław Sakiel. Powstanie szpitala podyktowane było masowymi wypadkami w zakładach, hutach i kopalniach. – To chyba pierwsza była Boże Dary. Tam, z tej kopalni, było bardzo dużo oparzonych. Wtedy metody leczenia oparzeń były inne, trudniejsze niż teraz – zaznacza Monika Sakiel, wdowa po doktorze Stanisławie Sakielu.

 

Zanim jednak lekarze rozpoczną leczenie pacjenta, konieczny jest szybki transport, który uratuje mu życie. Na pokładzie każdego śmigłowca znajduje się specjalistyczny sprzęt. Pierwsze skrzypce odgrywa jednak trzyosobowa załoga. – Pilot w czasie akcji pomaga lekarzowi, jeżeli jest taka potrzeba. Ratownik jest szkolony w elementach nawigacji, jest członkiem załogi czynnie uczestniczącym w locie – tłumaczy Zbigniew Żyła, Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.

 

W kabinie medycznej z pacjentem przebywa jedynie lekarz. Musi dbać nie tylko o bezpieczeństwo chorego, ale też o pozostałych członków załogi ratowniczej. Konieczny jest stały kontakt i dobra współpraca. Choć doktor Czarosław Kijonka od 14-u lat lata powietrzną karetką i pomaga tym w najcięższym stanie, to właśnie poparzeni w jego pamięci pozostaną najdłużej. – Każdy trudny przypadek oparzeniowy na długo pozostaje lekarzowi w pamięci, ponieważ wiąże się z olbrzymim cierpieniem poszkodowanego – mówi dr Czarosław Kijonka, lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Teraz, dzięki lepszej komunikacji, możliwe jest szybsze dotarcie do szpitala, a szanse na przeżycie pacjentów są zdecydowanie wyższe.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button