Lek na zło

Za 10 dni nie będzie miał kto leczyć świętochłowiczan. Chyba, że rozpoczęte dziś mediacje odniosą skutek. Póki co końca sporu nie widać. – Musieliśmy dopiero uzgodnić strony konfliktu, bo lekarze, którzy są niezadowoleni – przyszła jedna pani doktor. Myślę, że porozmawiają ze swoimi kolegami i koleżankami i dopiero będziemy mogli przystąpić do rozmów – mówi Mariusz Nowak, mediator, dyrektor CLE w Siemianowicach.
Rozmów, które zainicjowały pielęgniarki i położne. – Jesteśmy już, że tak powiem u kresu wytrzymałości. To się odbijało psychicznie na całej załodze. 500 ludzi może stracić pracę – powiedziała pielęgniarka Jolanta Biskup, Związek Zawodowy ”Solidarność”.
Pracę, której Ewa Sokołowska poświęciła 25 lat życia. Mimo to, podobnie jak jej koledzy postanowiła w lipcu złożyć wypowiedzenie. – Miałam nadzieję, że tu wytrwam do emerytury. Ale niestety. Sytuacja jest jaka jest i trzeba szukać innej pracy, bo ten szpital pod zarządem takiej dyrekcji długo nie będzie istniał.
I to właśnie odejścia dyrekcji domagają się protestujący medycy. Jak mówią o spotkaniu powiadomionych zostało zaledwie trzech z nich. Inicjatorzy mediacji odpierają jednak te zarzuty. – Lekarze byli powiadamiani, a że się nie stawili na to spotkanie to jest już ich indywidualna sprawa – tłumaczy Jolanta Szymanek, położna.
Złą wolę lekarzy sugerują nie tylko pielęgniarki. – Coś tu musi być w samym szpitalu wśród załogi. Coś takiego, co nie pozwala na skuteczne zarządzanie i na skuteczną realizację programów naprawczych – mówi Eugeniusz Moś, prezydent Świętochłowic.
Tyle tylko, że efektów programów dalej nie ma. Są za to niezrealizowane kontrakty z NFZ. Puste oddziały generują kolejne straty a straty widmo zamknięcia szpitala. I tego najbardziej boją się pacjenci. Zdaniem dyrekcji mediacje to ostatnia szansa na załagodzenie konfliktu. – Na pewno ta grupa lekrzy protestujących rozważy czy ten ich protest był zasdny, czy nie był zasadny. Może zechcą wrócić do pracy i oddziały zaczną pracować – powiedział Piotr Nowak, dyrektor szpitala.
W to, że zaczną wierzą negocjatorzy. Podobno jutro protestujących lekarzy ma być więcej. – To nie jest tak, że każda ze stron jest zacietrzewiona i uparta. Sam fakt uczestnictwa w tym spotkaniu jest wyrazem dobrej woli. Myślę, że wszyscy są świadomi tego, że walczą o swój szpital – powiedział Mariusz Nowak.
Pozostaje jednak pytanie, czy po trzech miesiącach otwartej wojny, zaczną w końcu walczyć nie przeciwko sobie, ale wspólnie. O swoich pacjentów.