Region

Lekarze bez granic ponownie w akcji. Tym razem w Paragwaju

Nas tam nazywają Ci ludzie tamtejsi Los Nalanchos, to znaczy pomarańczowi, to tak jak kiedyś drużynę piłkarską Holandii. Ich zespół nie liczy jednak jedenastu zawodników a od grania w piłkę woli pomagać ludziom. Dokładnie Paragwajczykom. Ks. Wojciech Grzesiak jest koordynatorem akcji. Jak mówi wszystko zaczęło się od kolegi po fachu, misjonarza. – Dosyć pozytywnie zakręcony franciszkanin mówi: słuchaj potrzebuje lekarzy, jesteś kapelanem szpitala, pracujesz wśród lekarzy przyjedź z lekarzami. Mówię: Grzesiu to jest niemożliwe, jak Ci zorganizować misję do Paragwaju, w ogóle lekarzy ja zwykły ksiądz, nie ma szans.

Ze znalezieniem chętnych do pomocy nie było jednak żadnego problemu. Na misję wyjeżdżają bez sponsorów i w czasie własnych urlopów. Docierają w miejsca, gdzie ludzie lekarza widzą po raz pierwszy w życiu. – Piętnaście slumsów jest wokół tej misji całej, setki ludzi, dzieci zarobaczonych. Wyjeżdżamy do tych slumsów tam przeprowadzamy akcje, mamy ekg i usg na akumulator, ładujemy to, co się da pomóc w tym wymiarze, to pomagamy – mówi ks. Wojciech Grzesiak.

Za kilka dni znów wyjeżdżają do Paragwaju, z wiarą, że ich działanie ma sens. W przyszłym roku chcą odwiedzić kolejne kraje m.in. Peru czy Boliwię. Lista miejsc, w których czekają na taką pomoc jest długa. Łukasz Filipski kilka miesięcy temu wrócił z Nigerii. Z kraju, w którym są wyraźne podziały na tych, którzy mają wszystko i tych którzy nie mają nic. – Ludzie, którzy opływają w luksusy otaczają się złotymi rzeczami i tak dalej. Są ludzie, którzy mają po prostu jedną parę bokserek i widziałem takich i oni nie mogą marzyć o dobrej opiece medycznej, także tacy ludzie jak najbardziej, którzy chcą się tam udzielać w ten sposób są bardzo potrzebni. Bartłomiej Tesluk przez dziewięć miesięcy pomagał mieszkańcom Republiki Południowej Afryki. By wyjechać tam przerwał studia. – Przez trzy tygodnie mieszkaliśmy w slumsach, w Kimberly i tam po prostu kopaliśmy ogródek ludziom w tych slumsach albo kibelek taki “longdrop” wychodek, więc przeróżne rzeczy, malowaliśmy taki wiejski dom kultury jakby.

Dla ochotników, którzy chcą pomagać jest wiele możliwości – mówi Krzysztof Duda z Międzynarodowego Instytutu Dialogu i Tolerancji. Chętnych wciąż przybywa. Zmienił się też sposób postrzegania samego wolontariatu. Kiedyś ludzie po prostu wyjeżdżali po to by poznać inną kulturę. Dziś myślą już zupełnie inaczej. – Chcemy tam pomagać ludziom już w krajach rozwijających się, chcemy uczyć ich angielskiego, chcemy budować szkoły, chcemy kopać studnie i tak dalej. Jest taka fajna zmiana w świadomości młodych Polaków, którzy chcą wyjechać. Ale wolontariusze i do nas przyjeżdżają bardzo chętnie. Na przykład grupa studentów z Japonii. Działają w światowej organizacji Habitat for Humanity, która zajmuje się budową domów dla rodzin ubogich czy wykluczonych. – To dla nas wielka szansa, niewyobrażalne doświadczenie, jest tutaj zdecydowanie więcej możliwości pomocy bezdomnym niż w Japonii – podkreśla Kohei Suzuki, student z Japonii.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Doświadczenie, ale też szkoła życia. – Ta nauka, wiedza czy świadomość ona wpływa na to jak ja postrzegam życie tutaj, nawet jak wróciłem to przez kilka dobrych miesięcy nie potrafiłem bez poczucia winy wejść na przykład do McDonalda i tak dalej – dodaje Bartłomiej Tesluk.

Ci, którym pomagają z niecierpliwością wypatrują kolejnych wolontariuszy.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button