Mają ratować życie, a mają wady! Niebezpieczne aparaty ucieczkowe w śląskich kopalniach

Zawsze mają ją pod ręką, bo nigdy nie wiadomo kiedy będzie potrzebna. Mała, czarna skrzynka zapewnia górnikom poczucie bezpieczeństwa podczas codziennej pracy na dole. – Stwierdziliśmy nieszczelności, tam zawiniły konkretnie mówiąc uszczelki. Pojawiły się konkretne zarzuty ze strony użytkowników. Wiele urządzeń zostało skierowanych do reklamacji. Firma, która produkuje je mam nadzieje usunie te wadliwe urządzenia – informuje Jolanta Talarczyk, rzecznik prasowy Wyższego Urzędu Górniczego. Specjalistyczne aparaty ucieczkowe stosowane w śląskich kopalniach są niesprawne, wykazały ostatnie kontrole przeprowadzone w Kompanii Węglowej i JSW. O tej bulwersującej sprawie dyrekcję WUG-u poinformowali sami górnicy. – Aparat ucieczkowy ma na celu izolowanie organizmu człowieka od atmosfery kopalnianej. Tak naprawdę to jego funkcja polega na tym, że on przetwarza tlenek węgla w dwutlenek węgla, którym można oddychać w odróżnieniu od tlenku węgla. To jest sprzęt, który ma ratować życie i on nie może zawodzić – wyjaśnia Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki i ratownik górniczy.
Wyniki kontroli są jednak zatrważające. Po skontrolowaniu sprzętu w 15 kopalniach należących do Kompanii Węglowej znaleziono ponad 2 tysiące uszkodzonych aparatów. Wszystkie były nieszczelne. – Dużo wad stwierdziliśmy w kopalni Jankowice. Miesiąc temu przeprowadziliśmy kolejną taką kontrolę 5 aparatów w CSRG w Bytomiu i tam z tych 5 aparatów, jeden był niesprawny – opowiada Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej. W Kompanii już ogłoszono przetarg na zakup nowych aparatów ucieczkowych. Problemów z tym sprzętem nie brakuje także w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. – Rzeczywiście część z nich ma usterki. Najczęstsza z nich to jest rozstrzelenie worka oddechowego albo sklejony wąż oddechowy – tłumaczy Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzecznik prasowy Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Z ich producentem – tarnogórskim Faserem nie udało nam się dziś skontaktować. Wiadomo, że wszystkie uszkodzone aparaty w ramach gwarancji mają zostać wymienione. Taki specjalistyczny sprzęt kosztuje około tysiąca złotych, dla fedrujących na dole górników jest jednak bezcenny. Niewykluczone, że już wkrótce kontrolerzy WUG-u sprawdzą też linię produkcyjną w tarnogórskiej fabryce. – Taka kontrola może odbywać się u producenta, takie kontrole różnego typu urządzeń, maszyn, także środków ochrony indywidualnej, do których zaliczamy te aparaty są tutaj prowadzone – stwierdza Mirosław Krzystolik, zastępca dyrektora departamentu mechanicznego WUG.
A że uszkodzone okazały się też aparaty stosowane przez ratowników z Centralnej Stacja Ratownictwa Górniczego w Bytomiu i tu potrzeba będzie dostawy nowego sprawnego już sprzętu.