Makabryczne znalezisko

Przez ostatnie trzy tygodnie otwieranie okna na oścież w bloku przy ulicy Edukacji było normą. Fetor wydostający się z jednego mieszkania stawał się nie do wytrzymania. – Ta sytuacja trwała około dwóch tygodni. W międzyczasie sąsiedzi interweniowali w spółdzielni, w straży miejskiej, w policji żeby zajęli się tą sprawą – informuje Damian Łuczak, mieszkaniec z ulicy Edukacji. Bezskutecznie. Za każdym razem lokatorzy odprawiani byli z kwitkiem. Ewa Sidor zaniepokojona, że coś złego przytrafiło się schorowanemu sąsiadowi – pomocy szukała w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. – Dwa dni się denerwowałam, że śmierdzą odchody psie, a tydzień się denerwowałam, że mu się coś stało i nie mogłam nic zrobić. A słyszała pani jak on się rusza? Tak słyszałam i widziałam, że ktoś tam się rusza, to my tam nie możemy dojść.
Pracownicy MOPS-u twierdzą, że takie zgłoszenie było tylko jedno. – Dziewiętnastego sierpnia i informację uzyskała ta osoba telefonująca. To była sąsiadka, bo to była kobieta, że ma przede wszystkim w pierwszej kolejności na policję zadzwonić, bo ona ma tylko i wyłącznie uprawnienia, żeby wejść do mieszkania, my nie – wyjaśnia Elżbieta Borowiec, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Tychach. Bezradni lokatorzy zadzwonili więc na policję. Interwencja poskutkowała. Na donośne pukanie policjantów schorowany sąsiad w końcu otworzył drzwi. Do mieszkania oprócz policjantów wszedł również pan Damian Łuczak. To co zobaczył zapamięta na długo. – Koło wersalki jakieś pięćdziesiąt centymetrów głową oddalone zwłoki w bardzo dalekim rozkładzie. Pełno much w mieszkaniu, rozkładające się tutaj, całe sine i wyżarte przez muchy.
W kuchni leżało kolejne ciało w jeszcze gorszym rozkładzie. Przez co najmniej dwa tygodnie w mieszkaniu przebywał poważnie chory, 70-letni mężczyzna, mąż zmarłej. – Jest to osoba starsza, w podeszłym wieku, po wylewie. Kontakt rozmowy logiczny był z nim utrudniony, ja prawdopodobnie podejrzewam, że on nie zdawał sobie sprawy z całej tej sytuacji – mówi asp. sztab. Jacek Ptak, KMP w Tychach. Jak dodają policjanci sekcja zwłok wykluczyła możliwość “udziału osób trzecich” przy dwóch zgonach. Specjalistyczne badania mają wykazać czy zmarli oni na skutek zatrucia. To jednak nie koniec problemów lokatorów, bo po wyniesieniu zwłok nikt nie zajął się wyczyszczeniem mieszkania. – Nie dalej jak wczoraj wystąpiliśmy o zgodę, już oficjalną taką do prokuratury, żeby można było w tym mieszkaniu dezynsekcje przeprowadzić i policja nam to mieszkanie udostępniła i taką dezynsekcje przeprowadziliśmy – odpowiada Piotr Polis, Spółdzielnia Mieszkaniowa OSKARD w Tychach.
Ale jak mówią mieszkańcy można to już było zrobić w czwartek. Poskutkowały dopiero groźby. – Zajęło nam to właściwie trzy dni. Jeszcze dzwonienie na policje przez sobotę, niedziele, zgłaszanie skarg, powiadamianie gazet, żeby jeszcze gazety interweniowały – wspomina Ewa Sidor.
Teraz mieszkańcy boją się o schorowanego sąsiada, który sam w mieszkaniu z pewnością nie da sobie rady.