Marsz "Błękitnej siły"

Tak według członków Błękitnej Siły wyglądała policyjna akcja na dworcu w Mydlnikach. Mówią, że spośrod zatrzymanych wtedy blisko czterdziestu kibiców tylko kilku brało udział we wcześniejszych burdach.
Syn Anieli Gajewskiej od marca siedzi w areszcie. – Wiecie co? Ja jestem bezsilna, bo słyszę, że będzie przedłużenie tego tymczasowego aresztowania. Widzimy się z nim przez pleksi jakby był najgorszym bandytą – mówi Gajewska.
Podczas zamieszek kibiców GKS-u z policją rannych zostało dwudziestu jeden funkcjonariuszy. Dariusz Nowak z małopolskiej policji wielokrotnie powtarzał, że to szalikowcy sprowokowali bójkę, a policjanci robili to, co musieli.
Uczestnicy manifestacji przyznają, że wśród kibiców byli bandyci. Jednak tym milczącym marszem zaprotestowali przeciwko stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej.
Dariusz Borowiak ojciec jednego z aresztowanych kibiców i założyciel błękitnej siły podkreśla, że to protest przeciwko tej konkretnej akcji, a nie policji i wymiarowi sprawiedliwości. – Wręcz liczymy na te instytucje, liczymy na te struktury naszego państwa, aby na odpowiednim szczeblu zajęły się ta sprawą – stwierdza Borowiak.
Jakichkolwiek oznak agresji wobec policji nie było tez dziś widać. – Nie odnotowaliśmy żadnych prób naruszenia porządku publicznego. Policja nie interweniowała – mówi Jacek Pytel, rzecznik katowickiej policji.
W ubiegłym tygodniu sąd skazał na dwa lata więzienia pierwszych pięciu kibiców. Procesu nie było, bo oskarżeni dobrowolnie poddali sie karze. W prokuraturze jest już też złożone przez “Błękitną siłę” doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez policjantów.
Wojciech Janocha