Region

Marsz Żywych

Starsi i młodsi, Polacy i obcokrajowcy. Wszyscy przyjeżdżają na Marsz Żywych w podobnym celu. – Jestem tu, bo pamiętam co tu się stało i żeby nigdy o tym nie zapomnieć- stwierdza Leon Lichtscain, który przyjechał z Meksyku. – Uważam, że to jest dosyć ważne dla nas Polaków. To jest część naszej historii i naleźy oddać hołd osobom, które tutaj zginęły – dodaje Bartosz Kotz z Warszawy.

Jedną z miliona osób, które straciły życie w oświęcimskim obozie była matka Jerzego Michnola. On sam przeżył w Auschwitz dwa lata. Pamięta wszystko doskonale i od wspomnień nie ucieka. – Pamiętam, ale nie rozważam tego w ramach tragedii. Przeszło, żyje się i nie należy patrzeć pesymistycznie w przyszłość. Optymistycznie – mówi Michnol. W przeszłość postanowiła sięgnąć także Morla Borkson ze Stanów Zjednoczonych. W obozie zginęli jej ciocia i wujek. Po 12 godzinnym locie z Miami Morla trafiła do Oświęcimia i prawie oniemiała. – To jest niesamowite. Zadziwiające jest to, że tak wielu ludzi się tutaj spotyka. Ci wszyscy Żydzi z całego świata idą razem i każdy odnosi się z szacunkiem do drugiego – stwierdza Borkson.

Podobne odczucia miał Rogerio Tomazela z Brazylii, który w Auschwitz zbierał materiał do albumu o Marszu Żywych. – Nie jestem Żydem i nie miałem pojęcia jak wielu ludzi tutaj będzie. Jak silne to będzie przeżycie -mówi Tomazela. 

Tradycyjnie sygnał do wymarszu dał dźwięk szofaru, czyli wydrążonego baraniego rogu. W tym roku nie usłyszeli go przedstawiciele najwyższych władz państwowych, którzy do Oświęcimia nie przyjechali.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button