Meta Kraków

W każdym z uczestników rajdu bije przeszczepione serce. Paweł Produk jeszcze rok temu miał problem z pokonaniem kilku schodów, a dziś pokonuje je biegiem. – Chciałbym podziękować lekarzom i dawcy w ogóle za drugie serce, upamiętnić to swoje całe życie całe – wyznaje Produk. Bo życie nie dość, że całe, to jeszcze i drugie. Tak jak drugi już rajd w drugim życiu Renaty Maternik. – Dla mnie najważniejsze w tej chwili jest to, żebym była zdrowa, że dbam o swoje serce, ponieważ to jest ta pompa, która daje mi siły do działania, mam wokół siebie ludzi, którzy – podobnie jak ja – cieszą się każdą chwilą – stwierdza Renata Maternik, komandor IV Rajdu Osób po Transplantacji Serca. I ciesząc się nią organizują rowerowe rajdy.
W piątek uczestnicy rajdu wyjechali do Krakowa. Prawie stukilometrowa trasa będzie miała kilka przystanków. Na każdym z nich “składaki” – jak sami o sobie mówią – będą namawiać ludzi, by wyrażali zgodę na wykorzystanie swoich organów po śmierci. – To my właśnie powinniśmy być osiągalni dla wszystkich, dotykani powinniśmy być, nas ludzie powinni widzieć, że normalnie funkcjonujemy, że żyjemy, tak jak każdy korzystamy z roweru – podkreśla Jan Statuch ze Stowarzyszenia Transplantacji Serca. Zresztą nie tylko z roweru, ale również z życia i to pełnymi garściami. – Wracają do aktywności zawodowej, podejmują nowe aktywności. Ta nowa motywacja, że dostali drugą szansę sprawia, że czasem nawet sięgają po drugą żonę – przyznaje dr Roman Przybylski ze Śląskiego Centrum Serca.
Znacznie częściej jednak sięgają po dwa kółka. A długa droga do drugiego życia sprawiła, że nawet najdłuższa trasa nie jest im straszna. – Raczej nie jest to dla mnie zbyt duży wysiłek, bo ja do 30 lat uganiałem się za piłką i to mi może tak we krwi pozostało? – zastanawia się Jerzy Kozalski, który przyjechał na rajd z Żagania.
Tak jak w głowach wszystkich uczestników pozostała wdzięczność zarówno lekarzom, jak i dawcom, bo ten rajd to również hołd dla nich. Renata Maternik doskonale wie dzięki komu żyje. – Była to młoda dziewczyna, w wieku mojej córki. Uświadomiłam sobie to, co wcześniej mi mówiono, że takie kontakty nie są wskazane. Po prostu o jeden krok, o jedno zdjęcie za daleko – przyznaje Maternik. Jednak z drugim sercem w sobie, przepełnionym wdzięcznością, nigdzie nie jest za daleko.