Miejskie rabaty w Dąbrowie Górniczej bez bratków

Za pola bratków w Dąbrowie Górniczej, które posadzono późną jesienią zapłacono kilkadziesiąt tysięcy złotych. – Wiadomo było, że bratki przestaną oddychać – stwierdza Zdzisława Stawiarz, mieszkanka Dąbrowy Górniczej. A to, co było tylko wiadomo przed miesiącami dziś można już dostrzec. Bo tylko najsilniejsze jednostki z armii blisko 15 tys. bratków przetrwały próbę mrozu i zimowych ciemności. – W tej chwili widać, że tam są obrzydliwe śmieci, a po bratkach nie ma żadnego śladu. One miały przetrwać wieki, ale nic z tego nie wyszło – mówi Lena Kozłowska, mieszkanka Dąbrowy Górniczej.
Złe samopoczucie mieszkańców i najbardziej zainteresowanych całą sprawą bratków nie wpływa jednak na urzędników, którzy mimo zdziesiątkowanej populacji kwiatów są z pól bratkowych ukontentowani. – Ja się bardzo cieszę, że mieszkańcom spodobał się ten pomysł, jedyny niesmak jest taki, że niektórym spodobał się aż za bardzo i zabrali te bratki do domu – przyznaje Bartosz Matylewicz z UM w Dąbrowie Górniczej. Czyli już wiemy, że bratki nie zniknęły, bo teraz już nie ulice a domy Dąbrowy wypełnia kwiecisty zapach ciesząc oczy mieszkańców, którzy jednak nie dostrzegli, by ktoś bratki z rabatek szabrował.
Według radnych opozycji to jednak nie mrok nocy a pomroczność władz sprawiła, że tej wiosny odnotujemy deficyt na kwiecistych alejach. – Są to wyrzucone pieniądze. Pan prezydent stosuje system niegospodarny – uważa Tomasz Pasek, radny opozycji w Dąbrowie Górniczej. Niegospodarny, bo według radnego niezgodny ze sztuką ogrodniczą i dlatego też kwiaty za niską temperaturę płacą teraz najwyższą cenę. – Jak są takie noce jak obecnie, czyli temperatura spada do – 10 stopni, bratek może również zmarznąć – stwierdza Marek Rotkegel z kwiaciarni “Tulipan”. Może i chyba musi, a mieszkańcy mogą i raczej muszą pogrzebać marzenia o kwiecistych ulicach w tym roku.