Minął rok. Jak radzą sobie mieszkańcy Karbia?

Rok temu wszystko stanęło w gruzach. Ich domy i życie. Mieszkańcy ewakuowani z bytomskiej dzielnicy Karb- próbują teraz wszystko zacząć na nowo. A wszystko przy wsparciu samego premiera. Dom – dodajmy tymczasowy. Państwo Pietruszka swój prawdziwy musieli opuścić podobnie jak ponad 250 innych rodzin. Ich domy też zostały wyburzone, bo groziły zawaleniem. – Dużo się zmieniło. Przede wszystkim przyzwyczaić się, nawiązać inne kontakty z ludźmi i trochę nerwowo, bo czas oczekiwania na mieszkania się przedłużył – mówi Joachim Pietruszka, przesiedlony z bytomskiego Karbia. Pierwotnie władze Kompanii Węglowej, która odpowiada za szkody górnicze na tym terenie zapewniały, że do końca września tego roku wszyscy otrzymają lokale zastępcze. Nowy dach nad głową, wcale nie jest dla nich pewny. Nie ma także pewności kiedy ci, którzy lokale zastępcze już otrzymali będą mogli przenieść się na stałe do swojego M3. – Nie można odetchnąć, to jest cały czas stres, to jest rok wycięty z życiorysu. My się starzejemy, ale niestety, to wiadomo, teraz czeka nas kolejna przeprowadzka o ile dostaniemy to mieszkanie – dodaje Irena Pietruszka.
Mimo tego wicepremier Pawlak, który już w zeszłym roku odwiedził zniszczony przez szkody górnicze Karb jest zadowolony z efektów prac. – Miałem okazję odwiedzić rodzinę, która ma też niepełnosprawną córkę i bardzo ważne jest, żeby szybko przenieśli się już w docelowe miejsce, bo też im zależy na tym, żeby mieć przestrzeń.
Przestrzeń, za którą zgodnie z deklaracjami władz miasta lokatorzy nie będą musieli płacić nawet po 26 września. Czyli umownym terminie, do którego Kompania Węglowa – zobowiązała się płacić lokatorskie czynsze. – Albo z Kompanią dojdziemy do porozumienia, że jeszcze oni, albo my, ale to już jest sprawa do dyskusji z Kompanią. My jesteśmy z panią prezes w przyszłym tygodniu umówione i tutaj na pewno żadnych zagrożeń względem mieszkańców nie ma – wyjaśnia Halina Bieda, komisarz miasta Bytomia. Zmianie ulec ma również sam sposób wydobycia węgla w bytomskiej kopalni Bobrek-Centrum. – Wydobycie w Bytomiu będzie się odbywało w takim systemie bardziej rozproszonym, żeby nie na jedną ścianę. Jakby cała ta kopalnia nie wisiała na dwóch ścianach a na czterech, będziemy wychodzili poza tereny zurbanizowane – oznajmia Jolanta Strzelec- Łobodzińska, prezes Kompanii Węglowej.
Tak, by w wyniku ich pracy na dole, na powierzchni nie dochodziło już do takich zniszczeń.