Mobbing?

– Proszę się skontaktować telefonicznie i przesłać w każdym bądź razie w pierwszej kolejności pytania, pani prezes musi się przygotować. Na przygotowanie do rozmowy o firmie, której jest prezesem Justyna Chudziak potrzebuje aż tygodnia. Bez przygotowania mówią natomiast pracownicy – z obawy przed zwolnieniem nie chcą jednak się ujawniać. – Pani prezes zastrasza ludzi, że jak się komuś coś nie podoba to albo ona zwolni, albo sami się mają zwolnić.
Załoga pracować chce, choć trudno mówić tu o normalnej dniówce. Pracę firmy paraliżuje wszechobecna biurokracja. – Mamy tylko czytać instrukcje wydawane non stop, majstrowie przyjeżdżają niekiedy 9, 10 i wydają dopiero polecenia. Wtedy jedziemy do pracy, ale pani prezes twierdzi, że wszystko jest w porządku. Regulaminy zmieniają się co chwile, a kolejne zmiany uderzają pracowników po portfelu. – Mieliśmy na przykład dyżury, dyżur w miejscu pracy był. Za wyjazdy mieliśmy sto procentowo płatne, a tak nie mamy nic teraz, tak wychodzi, że człowiek jest 500 złotych do tyłu na wypłacie.
Związkowcy twierdzą, że załoga traktowana jest nierówno. Ich zdaniem pani prezes faworyzuje administrację, a premie dostają tylko wybrani. Nie wykluczają strajku. Sprawa trafiła do prokuratury. – Każde działanie pracodawcy uniemożliwiające, lub utrudniające wykonywanie danej działalności związkowej może spowodować odpowiedzialność karną – wyjaśnia Tomasz Piekarski, prokuratura rejonowa w Rudzie Śląskiej. To, co dzieje się w PEC-u przypomina działania pani prezes, kiedy była dyrektorem Miejskiego Centrum Kultury w Rudzie Śląskiej. Po kilku miesiącach jej urzędowania pracownicy założyli związek zawodowy. – Jeżeli pracownik jest zestresowany. Nie wie czego się od niego oczekuje, gdy cały czas słyszy od dyrektora, że co robi to jest źle, to wtedy jest mało wydajny. Na tym cierpi cały zakład pracy – tłumaczy Anna Roszczyk, była przewodnicząca związku zawodowego w MCK.
Po kulturze przyszedł czas kulturę fizyczną i kolejną funkcję dyrektorską i kolejne porządki. Ale o nich pracownicy MOSIR-u w ogóle nie chcieli z nami rozmawiać, bo wciąż tam pracują – mówi Józef Osmenda, radny opozycji. Według niego karty w miejskich spółkach rozdaje prezydent i nie wiadomo dlaczego Justyna Chudziak dostaje same asy. – Widocznie układy i podpowiadacze, powodują to, że obsadza się stanowiska ludźmi, którzy się w ogóle do tego nie nadają.
Prosiliśmy o komentarz prezydenta – bezskutecznie. Odesłał nas do przewodniczącego rady nadzorczej PEC-u – i tu znowu rozczarowanie. W ostatniej chwili odwołał spotkanie. Przysłał jedynie pismo:
W wyniku badania dokumentacji oraz przeprowadzonej dyskusji Rada Nadzorcza PEC ustaliła jednogłośnie, że nie ma podstaw do odwołania Zarządu, w tym również Pani Prezes Justyny Chudziak.
Dokumentacje jeszcze raz przebada prokuratura. Pracownicy i związkowcy maja nadzieję, że dokładniej.