Moda na referendum?

Anonimowy komitet w Świętochłowicach domaga się nie tylko odwołania prezydenta, ale i całej rady miasta. Powód? Zdaniem pomysłodawców referendum funkcje publiczne w mieście pełnią często osoby niekompetentne lub dopuszczające się nadużyć formalnych czy też etycznych, a to nie gwarantuje poprawy obecnej sytuacji w mieście. Na razie nie wiadomo, kto za tym stoi.
Dariusz Głodek niemal codziennie śledzi wątek referendum i już zaciera ręce. – Domyślamy się kto to może być. Zobaczymy czy nasze domysły będą słuszne, aczkolwiek w pewnej idei podejrzewam, że większość posłuży swoim głosem – stwierdza Głodek, mieszkaniec Świętochłowic.
Dla przewodniczącego rady miejskiej taka reakcja mieszkańców – to dobra reakcja – nawet jeśli trzeba byłoby zrezygnować ze stołka. – Nigdy się nie trzymałem stołków. Na pewno sobie jakoś poradzę, owszem może przykro będzie, ale jest to wola moich wyborców – przyznaje Andrzej Szaton, przewodniczący Rady Miasta w Świętochłowicach.
Sygnały o tym, że ktoś przygotowuje się do wykurzenia prezydenta i rady miejskiej roznoszą się szybko. Ale obecne władze najwyraźniej w ogóle się tym nie martwią. – My nie możemy w to ingerować, jeżeli będą spełnione wszystkie określone warunki w prawie, to takie referendum zostanie przeprowadzone – oznajmia Roman Penkała z UM w Świętochłowicach.
Spokój zawdzięczają innym samorządowcom, którzy z tym problemem mieli już do czynienia. – To nie jest tak, że komuś się coś przyśni i zorganizuje sobie referendum – podkreśla Marek Jarzębowski z UM w Gliwicach. – Pierwsze słyszę, żebym bał się o wyniki referendum. Najpierw musiało by do tego referendum dojść – dodaje Radosław Baran, prezydent Będzina.
Podpisy pod wnioskiem o referendum zbierane były już w Gliwicach i Będzinie. Teraz podobne akcje mają mieć miejsce w Świętochłowicach oraz Częstochowie. A wszystko zaczęło się niewinnie – od likwidacji tramwajów w Gliwicach.
Wydaje się, że referendum po prostu jest w modzie. – Zdecydowanie więcej jest zgłoszeń w delegaturze, w 2007 roku nie było żadnej akcji referendalnej – przyznaje Wojciech Litewka, dyrektor delegatury KBW w Katowicach. Rok później była tylko jedna. W obecnym jest już ich kilka.
– Wychodzi na to, że są trendy, a poza tym jeszcze jest tak, że ludzie w jakimś stopniu są bardziej świadomi i zauważyli, że to jest takie dość skuteczne narzędzie do kontroli władzy – uważa dr Tomasz Słupik, politolog.
– Pytanie tylko jest takie, czy w niektórych przypadkach te działania nie będą takimi działaniami na pozór? – zastanawia się Piotr Kulas, socjolog.
Na razie w kilku miastach udało się zrobić dużo hałasu i zebrano wymaganą liczbę podpisów. Trudniej będzie te podpisy zamienić na głosy.