Mokre ćwiczenia

Ratownicy Grupy Jurajskiej tym razem ćwiczyli w Sopotni Wielkiej, gdzie znajduje się najwiekszy wodosprad w Beskidach. – To jest bardzo niebezpieczne miejsce. Można powiedzieć, że nawet tu na terenie Żywiecczyzny nie ma tak niebezpiecznego miejsca na drogach, jak właśnie ten wodospad – wyjaśnia Jan Pilarz, sołtys Sopotni Wielkiej. W jego rwącym nurcie znalazło się już wiele osób.
Stanisław Tajer mieszka tuż nad wodospadem. Jak mówi wielu chce się w tym miejscu przekonać, jaką siłę ma żywioł. I zbyt wielu przekonało się, że jednak zbyt dużą. O tym, że może być dramatycznie, na własnej skórze odczuli też ratownicy. – Miałem być z przodu noszy, ale wpadłem pod nie. Zobaczyłem nosze nad swoimi oczami, pod wodą. Próbowałem się ratować jak tylko mogłem – mówi Arkadiusz Gąsior, ratownik z Grupy Jurajskiej GOPR.
Ostry nurt i temperatura wody nieprzekraczająca czterech stopni, taką próbę w Sopotni Wielkiej przeszło kilkunastu ratowników. – Ratownik górski nigdy nie wie, do jakiego rodzaju akcji zostanie skierowany, więc nasi ludzie muszą być również gotowi do działania w takich warunkach. Wybraliśmy najwyższy wodospad w Beskidach właśnie o tej porze roku, ponieważ w tej chwili są tutaj najtrudniejsze warunki ze względu na topniejące śniegi w górach – tłumaczy Tomasz Sieniawski, prezes Grupy Jurajskiej GOPR.
Warunki podczas tych ćwiczeń były trudne, ale nie najtrudniejsze, z jakimi musieli już walczyć ratownicy. Musieli bowiem ratować ludzi podczas największych powodzi w Polsce. – Nie było to stricte na wodospadzie, ale na bardzo szybko płynącej wodzie, gdzie byly jeszcze utrudnienia w postaci drzew, konarów, które ta woda pochłaniała. Wtedy jechaliśmy i pomagaliśmy ludziom – przyznaje Adam van der Coghen, naczelnik Grupy Jurajskiej GOPR.