Muzyka Straussa w poprzemysłowych murach

Dla Magdaleny Dorobisz, która razem z mężem i z synem zwiedziła dzisiaj uznaną za jeden z 7 cudów Śląska Elektrociepłownię Szombierki, połączenie klasycznej muzyki i przemysłowego piękna, to para niemal idealna. – Koncerty muzyki klasycznej w takich miejscach, na pewno dodają im niezwykłości – uważa.
Jednak koncert choć niezwykły dla widzów, jest całkiem zwyczajny dla muzyków. Tomasz Urbaniak razem z zespołem Filharmonii Śląskiej w czasie europejskiego turnee występował w wielu podobnych salach. – Śpiewa się zawsze tak samo, to znaczy emisja głosu jest taka sama. Staramy się śpiewać najlepiej jak umiemy – przyznaje. I nie przeszkadzają ani przemysłowe mury, ani inna niż w teatrze akustyka. – Operetkowi twórcy nierzadko pisali w niewygodnych tonacjach. To się tak mówi potocznie, że za nisko dla tenora, a za wysoko dla basa – mówi Adam Żaak, śpiewak.
Dobre przygotowanie do występu wymaga przećwiczenia układów nawet w ostatniej chwili. – Rozgrzewamy się zawsze gdzieś, gdzie nie ma miejsca tak na prawdę, bo jest bardzo duży zamęt. Tak że jest to normalne – stwierdza Karolina Mirga, tancerka.
Normalne na tyle, że coraz więcej artystów chce występować w Elektrociepłowni Szombierki. – Coraz więcej jest dojrzałych projektów, które do nas trafiają. Nieprzypadkowych, ale adresowanych pod tą konkretną przestrzeń – wyjaśnia Krzysztof Roman z Elektrociepłowni Szombierki.
I choć wiedeńskie walce zwykle grano w zupełnie innych wnętrzach, to można przypuszczać, że ich twórca nie miałby nic przeciwko temu, by dźwięki jego muzyki rozbrzmiewały również pomiędzy maszynami parowymi. – Strauss byłby szczęśliwy. To był artysta, który grał wszędzie. Grał w restauracjach, w parkach, na dworach. Grał wszędzie, by mieć jak najwięcej słuchaczy – zaznacza Małgorzata Kaniowska, dyrygentka orkiestry Camerata Impuls. Koncert w elektrociepłowni pozwala powiększyć jego grono znacznie ponad stałych bywalców filharmonii.