Na Szyndzielnię pod grórkę
Aby wygodnie siedząc zdobyć szczyt trzeba jednak się wysilić. Dawid Styrylsk, 2 kilometry popychał terenowy wózek zanim dotarł do dolnej stacji kolejki na Szyndzielnię. – Pierwszy raz się spotkaliśmy z takimi warunkami jak tutaj są, że nie ma parkingu żadnego – mówi Dawid Styrylski.
Warunki prawdziwie turystyczne. Parking przed wjazdem na Szyndzielnię jest w remoncie, dlatego zmotoryzowani turyści zostawiają swoje auta w różnych, często nie dozwolonych miejscach. – Każdy musi kombinować, gdzie można tu postawić auto najbliżej, no ewentualnie wjechać, przywieźć tutaj rodzinę i wyjechać z powrotem, bo czasem nie ma innego wyjścia, bo z dziećmi, które jeszcze ledwo co chodzą trudno dojść – mówi Daniel Bącela.
Dzieci radzą sobie całkiem nieźle, panie w takich butach nieco gorzej. Turyści są przecież różni. – Dla leniwych turystów to zawsze był problem, że parking był na dole, a podejść do kolejki trzeba było około 1km – uważa Jerzy Siodłak, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR.
Dla tych, którzy lubią wędrować parking oddalony kilometr, czy dwa od kolejki to żadna przeszkoda. Dla tych, którym to przeszkadza na czas remontu podstawiono autobus, który dowozi 10 osobowe grupy 2 kilometry od tymczasowego parkingu pod stację kolejki i to za darmo. – Pewnie i są tacy, którym niewygoda tego daje się we znaki, ale dlatego myśle, że dobrze żeśmy to zrobili – mówi Wojciech Dworzański, prezes ZIAD-u.
Autobus to rzeczywiśćie dobry pomysł. Tylko niewielu turystów wie o możliwości takiego transportu. – W tym miejscu, gdzie można się zatrzymać i zatrzymuje się autobus nie ma żadnej takiej informacji, żeby tam zostawić samochód i ewentualnie podjechać tutaj do góry – mówi Sebastian Księżarczyk.
Informacja jest, ale można jej nie zauważyć. Dlatego Sebastian Księżarczyk zostawił swoje auto w tym miejscu i wycieczka z pewnością nie należała do beztroskich.
