Region

Niepotrzebny rozrost biurokracji? Urzędnicy protestują

Wypychają kolejne gmachy, rozlewają się z głównych budynków na skalę dotąd niespotykaną. 80 tysięcy – tyle urzędniczych etatów przybyło w Polsce od czasu pojawienia się rządowych planów redukcji administracji. Ci samorządowi oskarżeń cierpliwie wysłuchali i postanowili dłużej nie milczeć. – To jest apel, pod którym chyba każdy by się podpisał, żeby zmiany w polskim prawodawstwie się ustabilizowały, nie były tak chaotyczne i nie było ich tak dużo. To powoduje straszny ferment i dezorganizację pracy – stwierdza Waldemar Świerczek, sekretarz Urzędu Miasta w Bytomiu.

O tym, jak wiele zadań przerzuca się z administracji rządowej na samorządową mówi się w bytomskim urzędzie miasta przez zęby. Bo za transferem nowych zadań nie idą żadne pieniądze. – Nie powiem, żebym był usatysfakcjonowany, jak takie słowa się pojawiają jak “biurokratyczna narośl”. Liczba urzędników nie jest uzależniona od widzimisię, tylko od zadań, które są nam narzucane – mówi Piotr Koj, prezydent Bytomia.

Przykład pierwszy. Jedno okienko – zakładanie działalności gospodarczej. Tam gdzie liczba urzędników się nie zmieniła biurka są praktycznie zawalone papierami. Danuta Kosik poza dotychczasowymi obowiązkami musi jeszcze zrobić ponad 20 tysięcy dodatkowych kserokopii, przystawić trzy razy więcej pieczątek, wypisać trzy razy więcej wezwań do źle wypełnionych wniosków i wykonać cztery razy więcej telefonów. W ten sposób obsługa jednego klienta z 30 minut wzrasta do dwóch godzin.

Według premiera część winy za niepowodzenie w uproszczeniu biurokracji w Polsce ponoszą właśnie tacy urzędnicy, a wprowadzone przepisy są dobre. Oto odpowiedź. – Dostajemy druki na parę dni przed wejściem przepisu w życie. Nikt nam niczego nie zapewnia, sami musimy je kserować, sami musimy się uczyć, a programy komputerowe nie są dostosowane do nowych przepisów – przyznaje Danuta Kosik, inspektor z bytomskiego magistratu. Tych nowych, które zawaliły urzędnicze biurka dodatkową pracą tylko w ostatnich czterech latach było około pięćdziesięciu.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Przykład drugi to ustawa o zarządzaniu kryzysowym. Tworząca centra zarządzania kryzysowego wraz z nimi zatrudniono dodatkowych pracowników m.in Ryszarda Lisowskiego. – Do moich obowiązków należy koordynacja służb, odbieranie telefonów, skarg od mieszkańców oraz współpraca ze służbami – mówi pracownik Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Bytomiu.

I tak tylko w ciągu ostatnich pięciu lat w Gliwicach zatrudnienie wzrosło o prawie sto osób, w Żorach o dwadzieścia, a w Zabrzu o sto piętnaście. I mimo że rząd swoich urzędników odciąża to również ich liczba nie maleje. Wręcz przeciwnie – w urzędzie wojewódzkim pracuje ich dziś o dwustu więcej niż trzy lata temu.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button