Nietypowy happening w Bitronie

Z ciężkim i zranionym sercem załoga sosnowieckiej fabryki wyśpiewała prezesowi, co jej się nie podoba. – Kochamy naszą firmę. Budowaliśmy ją od podstaw. Jesteśmy pracownikami z długoletnim stażem. Łamie nam serca pan prezes z racji tego, że nie liczy się z naszym zdaniem. Nie liczy się z tym co mamy do powiedzenia i to boli – stwierdza Izabela Będkowska, przewodnicząca “Solidarności” w Bitronie. Choć związek ludzi z Bitronem trwa od wielu lat, to nagle zaczęło się coś sypać. Jedna strona mówi “kocham”, druga nie chce już jej oglądać. – Każdy się stresuje dniem jutrzejszym: czy będzie pracował, czy nie. Ta radość na zewnątrz zakładu, to nie do końca jest prawdziwa. W środku jest troszeczkę inaczej – mówi pracownica Bitronu.
Na zewnątrz atmosfera za serce łapie, a w środku jest taka, że zwyczajnie je łamie. Bo według zranionych, ktoś zwyczajnie zaczął się nad nimi znęcać. Ta eksplozja uczuć to efekt niedawnego wyznania: prawie sto osób jeszcze w tym roku zostanie zwolnionych. – Jesteśmy dobrymi pracownikami. Każdy jest dobrym pracownikiem i na tę chwilę usłyszeliśmy, ze 100 osób stracić pracę do końca roku. Dlaczego? Bo ekonomia?! – pyta Artur Dudek, NSZZ “Solidarność”, Bitron Poland.
W sosnowieckim Bitronie o tym kto i jak stawia kroki decydować ma jedna osoba. Nasze dziennikarskie zatrzymały się w bramie zakładu – także z nami nikt nie chciał rozmawiać. – Myśmy ciężko tyle lat pracowali. Mówili nam, że będą nowe stanowiska pracy, a teraz nas tak traktują, że wszystkich nas zwalnia i to niby z braku miejsc pracy – żali się pracownica. Coś na linii pracodawca – pracownik wyraźnie jednak pękło.