Niezła jazda w tramwaju

Nie mają jeszcze płyty, za to sporą rzeszę fanów. Zdobyli ich jednym tramwajowym kursem. Kilka minut po dwudziestej ruszył najgłośniejszy tramwaj w Katowicach. Takiej jazdy nie pamiętają ani Karlik ani jego motorniczy. Do tej pory, jak już ktoś tutaj śpiewał – to zupełnie inne pieśni.
– Z reguły jeżdżę tylko z pasażerami, ewentualnie z głośnymi kibicami, a z kibicami jeździ się nie za bardzo – stwierdza Tomasz Moroń, motorniczy.
Tym razem też było głośno. Wszystko jednak pod kontrolą. – Z tego co widzimy, ludzie bawią się świetnie, jest pełen spontan, bilety się sprzedały praktycznie wszystkie – informuje Michał Maślak, zespół Searching for Calm.
Na dwugodzinną rockową imprezę w tramwaju zaprosił zespół LeRt. – Świetnie buja, także bujamy się z lewa na prawo, zakręty są niebezpieczne, ale atmosfera daje kopa – relacjonuje Marcin “Ciua” Wróblewski, zespół LeRt.
Z wykopem na pętli słonecznej zaśpiewali “Roxanne” The Police. Na Placu Miarki “Aeoroplane” Red Hotów. Po kilku minutach jazdy spokojnie wysiedzieć nie mógł nawet motorniczy. – Tym bardziej, że gdy wszedłem do tramwaju grali chłopcy AC/DC, to od razu mi się spodobało – przyznaje.
Spodobało się także pasażerom, dlatego nikt nie myślał o przystanku na żądanie. – Chciałem przeżyć coś fajnego, a taki koncert jest niezwykły.
– To pierwsze takie niesamowite przedsięwzięcie graniczące z cudem, bo nagłośnienie samego tramwaju to jest sztuka – mówi Kuba “Qbenz” Kirkowski, zespół Chico.
Sztuka, która w Polsce w takich miejscach gości niezwykle rzadko. Za granicą koncert w tramwaju, nawet ten niezaplanowany, nikogo nie dziwi. Przykładem mogą być Niemcy czy Budapeszt.
W Katowicach Tram Jam odbył się po raz pierwszy. Zespół liczy jednak, że nie po raz ostatni. – Mam nadzieję, że rozpoczniemy jakąś nową falę i więcej zespołów będzie chciało występować w ten sposób – mówi Marcin “Ciua” Wróblewski, zespół LeRt.
Pole do popisu szerokie. Zwłaszcza, że takie imprezy to naprawdę dobry sposób, żeby w końcu ożywić centrum miasta.