Nikisz świętuje

O przeprowadzce z Nikiszowca myśli mało kto. – Ludzie chcą, żeby to było tak jak kiedyś. Chcą aby nie było takiego lumpiarstwa jak dzisiaj – mówi Rudolf Wróbel, mieszkaniec Nikiszowca.
A to lumpiarstwo przejawia się m.in. w graffiti. Tak zwane “czerwone miasteczko” chce pozbyć się takiego wizerunku. – Tego w sumie jest najbardziej wstyd. Poprawa bezpieczeństwa już jest, teraz jeszcze trzeba przekonać małolatów, że to jest honor mieszkać na Nikiszu – mówi Zbigniew Brudel, Stowarzyszenie Razem dla Nikiszowca.
Na kolejnym już święcie dzielnicy zbierano pieniądze na walkę ze szpecącym zabytki graffiti. Ale to dopiero początek planowanego liftingu Nikisza. – Priorytetem jest przygotować ludzi na dalsze zmiany – mówi Waldemar Jan, Centrum Aktywności Lokalnej w Nikiszowcu.
Już za miesiąc wystartuje muzeum, pod koniec roku ma zacząć działać miejski monitoring. Nikiszowiec zaczyna coraz bardziej tętnić życiem, a mieszkańcy już nie tylko wypatrują zmian, ale coraz bardziej się w nie angażują. – Jest to dzielnica, w której ludzie potrafią się dogadać. Wszystkie zmiany, które można zobaczyć na codzień są efektem rozmowy, kooperacji – dodaje Waldemar Jan.
To co wiekowe, od ponad roku kusi turystów nie tylko z Polski. – Najczęściej w tej chwili przyjeżdżają ludzie z Niemiec, którzy wyjechali wiele lat temu za chlebem, ale wracają z tęsknoty – mówi Ewa Tomecka, Apartamenty Nikiszowiec.
Wracają też Ci, którzy próżno szukali nikiszowieckiego klimatu gdzie indziej. – Rzecz zupełnie nieprawdopodobna, która zostawiła ślad w mej pamięci na całe życie. Ten bakcyl zaszczepiłem również w mojej rodzinie – mówi Jacek Bialik, miłośnik Nikiszowca.
Takich rodzin jest coraz więcej. Podobnie jak coraz więcej jest opinii, że popularnością katowicka dzielnica może dogonić krakowski Kazimierz. O ile życie tutaj, uda się jeszcze bardziej rozkręcić.