Niskie loty Orlika w Rybniku

Boisko działa dwanaście godzin dziennie, a i tak żeby grać trzeba ustawić się w długiej kolejce. – Co niedzielę chodzimy tu do południa pograć. Nie ma tu tyle ludzi i można sobie pograć w co się chce – mówi Tomasz Jasiński. Takich jak Orlik boisk na Śląsku do tej pory powstało trzydzieści pięć. Ale to jedno w Rybniku-Niedobczycach jest szczególne. I to nie tylko dlatego, że kosztowało półtora miliona czyli o pół miliona więcej niż inne. – Miasto, które aspiruje do miana lidera lokalnego powinno wiedzieć, że szlachectwo zobowiązuje i starać się ze wszystkich sił nie robić takich wpadek – uważa Benedykt Kołodziejczyk, radny opozycji.
Tym bardziej, że nie tylko o prestiż chodzi. Miasto stracić może ponad trzysta tysięcy złotych. – Trochę się zamieszania zrobiło, rzeczywiście może wstydu trochę tak. To jest kwestia jak kto spojrzy na dokumenty, jak kto będzie interpretował pewne zdarzenia – tłumaczy Janusz Koper, UM Rybnik. Interpretacja wydaje się prosta. Jedną trzecią miliona daje ministerstwo sportu. Urząd marszałkowski – tyle samo. Resztę pokrywa miasto. Ale z dotacji musi się rozliczyć. – Oczywiście jesteśmy też zabezpieczeni, co by było gdyby taka inwestycja miała nie zostać w terminie dokończona. Wówczas dana gmina musiałaby nam zwrócić pieniądze – wyjaśnia Witold Trólka, Urząd Marszałkowski w Katowicach.
No i takie zabezpieczenie najprawdopodobniej tu zadziała, bo rybniccy urzędnicy jakby zagubili się w gąszczu papierów… i boisko zostało oddane o jeden dzień za późno. – W tym momencie działają mechanizmy związane z ewentualnym zwrotem dotacji, albo ewentualnym wyjaśnianiem dlaczego się stało tak jak się stało – mówi Dorota Wójtowicz, Śląski Urząd Wojewódzki.
Czyli na razie piłka w grze. Ostateczne decyzje mają zapaść niebawem. I może się okazać, że na Orlika Rybnik wyda najwięcej spośród polskich miast. I wcale nie będzie się miał czym chwalić. Tym bardziej, że po raz kolejny za urzędnicze błędy zapłaci miasto – nie urzędnicy.