Zupełnie rozmyta jest wizja dalszych losów spółdzielni mieszkaniowych. Do sejmowej komisji trafił właśnie projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, który ma znacznie ograniczyć ich działanie. – Koniec spółdzielni w rozumieniu czegoś, co stanowiło zabezpieczenie dla tych, którzy w spółdzielni mieszkali przed zagrożeniami rynku czyli kapitalizmu – uważa Tomasz Jórdeczka, Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych RP. Bo zdaniem przeciwników tej nowelizacji – projekt jest szczególnie niebezpieczny. Zakłada, że gdy choć jeden lokal w budynku spółdzielczym zostanie wykupiony na własność, blok automatycznie stanie się wspólnotą mieszkaniową.
Ponadto nowelizacja rozszerza prawa członków spółdzielni. Będą decydować, czy ich nieruchomością dalej ma zarządzać spółdzielnia, czy wezmą sprawy w swoje ręce. Na tym zagrożenia się jednak nie kończą. – Nie ma takiej możliwości, żeby można było komfortowo zbierać na remonty i aby stan techniczny tych budynków był należyty – stwierdza Ryszard Szczuka, prezes SM Nasza Praca w Częstochowie.
Zmiany mają doprowadzić też do podwyżek czynszu i utraty dodatków mieszkaniowych. W to jednak, że coś w funkcjonowaniu spółdzielni powinno się zmienić nikt nie wątpi. – Ten projekt ustawy będzie krokiem milowym w spółdzielczości mieszkaniowej, gdzie przepisy i duży bałagan panujący w przepisach do dnia dzisiejszego nie został rozwiązany – oznajmia Janusz Tarasiewicz, Krajowy Związek Lokatorów i Spółdzielców. Jak duży bałagan panuje w spółdzielniach, o tym długo opowiadać mogą mieszkańcy bytomskiej spółdzielni mieszkaniowej. Twierdzą zgodnie – spółdzielczość to w chwili obecnej jedynie – piękna idea. – Jak czyta się sprawozdanie, to włos na głowie się jeży, co można zrobić i ile w końcu my musimy płacić – mówi Józef Zaczek, Grupa Inicjatywna Ochrony Lokatorów.
– Kupiłem sobie w wolnym państwie swoją niewolę, ja stałem się niewolnikiem – dodaje Jan Hadulla, Grupa Inicjatywna Ochrony Lokatorów.
Ta niewola może się jeszcze w czasie tych wakacji skończyć. W sierpniu nowe przepisy mogą wejść w życie. – Nie będzie tak, że prezes jednej spółdzielni zrzeszonych w związkach rewizyjnych kontroluje kolegę prezesa w drugiej spółdzielni, wprowadzamy tutaj nadzór państwowy – tłumaczy Tadeusz Kopeć, Platforma Obywatelska. Do kontroli związków rewizyjnych zaufania nie mają też sami spółdzielcy. Projekt nowelizacji ustawy ma to zmienić. – Nie jest korzystny dla prezesów i różnego rodzaju pasożytniczych organizacji żyjących na organizmie spółdzielczym, typu Krajowa Rada Spółdzielcza żyjąca na koszt spółdzielców – zaznacza Janusz Tarasiewicz, Krajowy Związek Lokatorów i Spółdzielców.
Krajowa Rada Spółdzielcza, jak czytamy w specjalnym piśmie w związku z zagrożeniami dla spółdzielczości już szykuje linie obrony: (…) Zwracamy się zatem z prośbą o dokonywanie wpłat w wysokości min. 1000 złotych celem zgromadzenia środków niezbędnych do obroni naszych spółdzielni.
W Zabrzu ludzie stracili dorobek całego życia. Kiedy właścicielem mieszkań przestały być zakłady pracy, a zostały spółdzielnie mieszkaniowe. Ludzie byli pewni, że to, na co przez lata pracowali, będzie ich. Udało się zaledwie garstce, reszta o swoje prawa walczy w sądzie. – Panowie się dogadali, teraz czekają na nowelizację ustawy. Niby to ma być dla nas, ale to jest banda złodziei, i to nie jest żadna demokracja – mówił lokator z Zabrza. Wobec proponowanych zmian wytaczany jest jeszcze jeden – największy zarzut. – Niekonstytucyjności – rzekomej dodam – niektórych przepisów, natomiast ja tych zarzutów nie podzielam – stwierdza prof. Krzysztof Pietrzykowski, UW, sędzia Sądu Najwyższego.
Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że nowe przepisy są swego rodzaju kartą przetargową, wszak dotyczą blisko 10 milionów potencjalnych wyborców.