Oblicza wojny

Przysięgali tak, jak niedawno ich młodsi koledzy wierność i walkę za ojczyznę. Niebezpieczeństwo nadeszło nie podczas walki, a podczas patrolu.
Polski patrol wyjechał z bazy Wazi kwa i miał dojechać do miejscowość Hasti. Jednak w okolicach Nangar Kehl, które w zeszłym roku zostało ostrzelane przez polskich żołnierzy, hummer wjechał na minę. W wyniku eksplozji ucierpiało pięciu polskich żołnierzy. Dowódca patrolu podporucznik Robert Marczewski zginął na miejscu. Pozostali, są pod opieką lekarzy.
– Czterech z pozostałych żołnierzy przebywa w tej chwili w szpitalu w Bagram, mają urazy związane z kończynami, urazy dotyczące złamania nóg, rąk, drobne skaleczenia, drobne otarcia – mówi mjr Jacek Popławski, rzecznik PKW w Afganistanie
Pochodzili z różnych stron Polski, a spotkali się w Szóstym Batalionie Desantowo-Szturmowym w Gliwicach, w którym służyli. Nie znają dnia ani godziny, każdy z nich narażony jest na niebezpieczeństwo. Takie są prawa wojny.
Zadniem majora Krzysztofa Tytko, zastępcy dowódcy jednostki, zmarły był bardzo dobrym żołnierzem. – Ambitny, zawsze starał się być w pierwszym szeregu. Nie dość, ża sam bardzo dużo wiedział i potrafił, to jeszcze tą wiedzę starał się w bardzo dobry sposób przekazać swoim podwładnym – mówi mjr Krzysztof Tytko, zastępca dowódcy 6 Batalionu Desantowo-Szturmowego w Gliwicach.
Robert Marczewski jest piątym polskim żołnierzem, który zginął w afganistanie. Pierwszy zginął w sierpniu ubiegłego roku podczas ataku na polski patrol. Osiem miesięcy później dwóch żołnierzy zginęło, gdy ich samochód wjechał na minę. W kwietniu w podobnych okolicznościach zginął czwarty polski żołnierz.
Jak mówią specjaliści te rejony Afganistanu, w których doszło do tragedii są bardzo niebezpieczne.