Oddajesz auto do komisu? Zadbaj wcześniej o sprawdzenie jego stanu

Zadbany, sprawny, sprzedam – z taką ofertą Tomasz Broniszewski ruszył do internetu. – Odezwał się człowiek, który przedstawił się jako właściciel komisu samochodowego informując mnie o tym, że ma kupca na ten samochód. Opel Vectra trafił na plac komisu przy ulicy Toszeckiej w Gliwicach. Tomasz Broniszewski powierzył samochód komisowi. Podpisali na to umowę. Chętny na Vectrę gotówkę miał przynieść za kilka dni. Wystarczyło tylko poczekać. Cierpliwość właściciela skończyła się gdy po tygodniu nie było spodziewanego efektu. Nie było też jego Opla na parkingu. Wtedy też zaczęła się lawina telefonów i prośby o wyjaśnienie sytuacji. – On mówił, że jest gdzieś w Niemczech, kto wie czy nie moim samochodem – wygodna sprawa: po co jechać tysiąc kilometrów swoim, skoro ma się samochód klienta – opowiada Tomasz Broniszewski.
Kiedy zguba się znalazła właścicielowi zwrócono auto w troszkę zmienionym kształcie – wyłamane części, brud i płyty, których nigdy tu nie było. W chłodnicy nie było też płynu, ale za to mechanicy znaleźli coś innego. – Gdy otworzyliśmy maskę znaleźliśmy śrubę na wahaczu. Ogólnie przyjechał z problemem, że mu gaz nie działa, a że Tomek cały czas serwisuje u nas ten samochód także wiem, że było tam wszystko w porządku – tłumaczy Przemysław Kopeć, warsztat samochodowy “Profi Car”. Właściciel komisu zapewnił w rozmowie telefonicznej, że nie ma sobie nic do zarzucenia, ale przed kamerą powtórzyć tego nie chciał.
Przykład gliwickiego komisu nie jest jedynym. Wojciech Moszant od kilku dni za pośrednictwem portalu próbuje sprzedać swojego Jaguara. Komisom zaufał parę lat temu i nigdy już tego nie zrobi. – Sprzedawca opowiada wszystko co kupujący chciałby usłyszeć, a co nie może być prawdą. Więc jeżeli ja nie mam zaufania to prawdopodobnie większość ludzi tak samo.
Bo niestety Ci, którzy przez nieuczciwych pośredników zostali naciągnięci, najczęściej muszą radzić sobie sami. – W takim przypadku pozostawałaby tylko droga sądowa, bo tylko można na drodze sądowej dochodzić swoich praw – wyjaśnia Barbara Kacała, Federacja Konsumentów w Katowicach. Ale jak się okazuje, każdy wstawiający samochód do komisu może zażądać aneksu do umowy – tak zwanej karty wstępnej oceny pojazdu. – Każdy samochód, który przyjmujemy przechodzi ścieżkę diagnostyczną – my go sprawdzamy, opisujemy stan samochodu, badamy go całego z zewnątrz jeśli chodzi o powłokę lakierniczą. Klient się pod tym podpisuje i otrzymuje ksero czy oryginał, a u nas zostaje kserokopia – tłumaczy Krystian Stolarski, sprzedawca samochodów używanych, Ford “Auto-Boss” Chorzów.
To zabezpiecza zarówno właściciela samochodu jak i tego, który go przyjmuje. Dokładny opis jego stanu powinien skutecznie zniechęcić tych, którzy na nieswój koszt chcieliby sobie nim trochę pojeździć.