Oddział ratunkowy?

Kilka dni temu ból był nie do wytrzymania. 4-letni Cyprian spadł z kanapy rozbijając głowę o świecznik. – Wszędzie było pełno krwi, był jeden wielki wrzask dziecka. W związku z tym mąż dosłownie złapał go pod pachę, tak jak dziecko stało w podkoszulce i spodenkach – opowiada Aldona Węgrzynowicz, mama Cypriana. Razem z synem wybiegł z domu. Wydawać by się mogło, że pomoc była na wyciągniecie ręki. – 8 pięter niżej, trudno żebyśmy w takim momencie wzywali pogotowie, które parkuje pod naszym blokiem. Ale tego feralnego dnia karetek tu nie było. Nie było też ratowników medycznych. – Dyspozytor prosił o poczekanie i na pewno to dziecko byłoby zaopatrzone przez ratownika, czy przez lekarzy jeżeli ktokolwiek by się pojawił na stacji – mówi Dariusz Duda, Stacja Pogotowia Ratunkowego w Sosnowcu.
Ale trudno w takiej sytuacji czekać. Marek Węgrzynowicz nie zastanawiając się pojechał z synem do dąbrowskiego szpitala. Choć działa tu odpowiedni oddział chłopcem nikt się nie zajął. – Nikt nie wyszedł, nie spojrzał jaka jest rana. Wręcz przeciwnie krzyczano na mnie, że co ja tu robię. Dlaczego wchodzę bez kolejki, bo dzięki uprzejmości pacjentów zostałem wpuszczony bez kolejki. Pani doktor się na tym nie zna i nie udzieli mi pomocy. Dlaczego? Na to pytanie nie chciała odpowiadać dzisiaj dyrekcja szpitala. Nie dziwi to rodziców chłopca. – Po prostu nie ma tam czego szukać, to nie jest szpital, który ratuje życie.
– Powinni przyjść, zobaczyć, założyć opatrunek i odesłać do nas – oznajmia Jacek Sypniewski, Centrum Pediatrii w Sosnowcu. Odesłali, ale bez udzielenia pomocy. Dopiero w Centrum Pediatrii w Sosnowcu nikt ani przez chwile nie zastanawiał się nad zszyciem głowy 4-latka. – Po to jesteśmy, po to mamy to ambulatorium czynne przez 24 godziny na dobę – dodaje Jacek Sypniewski.
Historia państwa Węgrzynowiczów rzuca jednak na lekarzy nieco inne światło. Ewentualne zarzuty odpiera Maciej Hamankiewicz, prezes Śląskiej Izby Lekarskiej. Jego zdaniem winni całej sytuacji są sami rodzice. – Jeżeli nie posiadał bandaża, nie potrafił zabezpieczyć tej rany w moim przekonaniu jest odpowiedzialny on za narażenie życia tego dziecka. Ojciec może pomocy udzielić synowi nie potrafił, ale szukał jej w miejscu, gdzie nikt nie powinien mieć z tym problemu. – Najważniejsze jest dobro pacjenta. Obojętnie czy jest ubezpieczony, czy nie jest ubezpieczony, czy mam kontrakt – czy nie mam kontraktu jest obowiązek niesienia pomocy – oznajmia Jacek Kopocz, Narodowy Fundusz Zdrowia w Katowicach.
Słowo ”pomoc” w tym przypadku odmieniane jest na wiele sposobów. Wszystko zależy od tego czy o pomocy mówi pacjent czy lekarz.