RegionSilesia Flesz

Odpady z Salwadoru nie trafią do Dąbrowy Górniczej. Mimo to, mieszkańcy Strzemieszyc mają dość

Pod dwóch tygodniach walki mieszkańcy Strzemieszyc dopięli swego. – Wycofuję się z faktu sprowadzenia do Polski i do utylizacji w Dąbrowie tych odpadów z Salwadoru, będziemy szukać innego wyjścia – zadeklarował Janusz Ostapiuk, wiceminister środowiska. To jednak jak mówią dopiero jedna bitwa, teraz szykują się na prawdziwą wojnę. Czarę goryczy przelały wyniki badań sporządzonych w latach 2005-2008 dla Ministerstwa Ochrony Środowiska, do których dotarli członkowie Stowarzyszenia Samorządne Strzemieszyce. – Są tu anomalia w glebach, w wodach. Są zatrute gleby i nawet hodowla bydła, czy zwierząt jest tu zabroniona. A co my mamy jako ludzie tutaj, jak my mamy egzystować? – pyta Alicja Cieplak, Stowarzyszenie Samorządne Strzemieszyce.

 

Poza Hutą Katowice i koksownią Przyjaźń ich bezpośrednimi sąsiadami jest aż osiem zakładów zajmujących się składowaniem i przetwarzaniem odpadów. To ponoć jedyne takie miejsce w Polsce, gdzie w korku można utknąć nie przez złą sieć dróg, a przez wszechobecne śmieciarki. Do tego jak mówią mieszkańcy dochodzić mają częstsze niż w innych częściach województwa choroby. – W ciągu godziny koło naszych domów przejeżdża ponad dwadzieścia tirów wyładowanych tłuczką szklaną, węglem i jeszcze jakimiś innymi towarami, tak że my po prostu jesteśmy tutaj skazani na zagładę – mówi Aleksandra Janik, mieszkanka Strzemieszyc. – Ludzie zaczynają chorować na grzybicę płuc, co było niespotykane dotychczas – dodaje Wiesława Kika, mieszkanka Strzemieszyc. Pewne jest jedno, takiego sąsiedztwa trudno zazdrościć. Mimo to jak twierdzą eksperci panika, która ogarnęła mieszkańców Strzemieszyc wymknęła się spod kontroli. Rzekomego skażenia powietrza nie potwierdzają ani wyniki ze stacji monitoringu powietrza w Dąbrowie Górniczej, ani ze specjalnego ambulansu kilkakrotnie badającego je w Strzemieszycach. – Okresowo notowane są wyższe stężenia pyłu zawieszonego, dwutlenku siarki, ale dwutlenku siarki w granicach norm dopuszczalnych, czy benzenu, ale raczej należało by to wiązać z niską emisją – informuje Andrzej Szczygieł, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach.

 

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Czyli tym co sami mieszkańcy spalają w piecach. Tymczasem Sarpi – zakład, w którym miały zostać spalone odpady z Salwadoru – zdaniem wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska to jedna z najnowocześniejszych spalarni w Europie. Dodatkowo regularnie i bardzo restrykcyjnie kontrolowany. – To są kontrole nie takie jednodniowe, czy to jest jakaś wizyta. To są długotrwałe z tydzień trwające, gdzie są robione badania, oględziny terenu, badanie dokumentów, naprawdę dokładne kontrole – tłumaczy Anna Wrześniak, Śląski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. Kontrole, Które jednak jak mówią mieszkańcy Strzemieszyc nijak mają się do rzeczywistości. Dla nich najlepszym wyznacznikiem jakości powietrza, którym oddychają – po prostu jest jego zapach.  – Latem, kiedy temperatury są bardzo wysokie dochodziło do takich sytuacji, że po prostu trzeba było wejść do domu, pozamykać okna, bo robiło się niedobrze. Po prostu się płakać chciało – opowiada Małgorzata Kacprzyk, mieszkanka Strzemieszyc.

 

Powodów do płaczu z pewnością byłoby mniej, gdyby ktoś pomyślał przed wydaniem pozwoleń dla tylu zakładów tego typu w jednym miejscu i w tak bliskim sąsiedztwie domów.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button