Ognista wyprawa strażaków z Bytomia na Mont Blanc

Nie ma miejsca na pomyłki, bo każda, nawet najmniejsza, kosztować może rezygnację z marzeń. – Marzyliśmy o jakiejś górze – wysokiej górze. Pierwszym szczytem był Mont Blanc, bo to najbardziej znana góra. Myśleliśmy jeszcze o o Matterhornie – mówi Piotr Malecha, pomysłodawca wyprawy.
Na Mont Blanc szanse na sprzyjającą pogodę w czasie wspinaczki, są spore – przekonuje Michał Ciepły, który na samym szczycie znalazł się w zeszłym roku. To, co zobaczył – przeszło jego oczekiwania. – Po horyzont góry. W Polsce czegoś takiego nie mamy. Tatry są piękne, są cudownymi górami, ale krajobraz jest inny. Mamy kotlinę dookoła, mamy płaskie tereny. A jeżeli stoimy na szczycie Mont Blanc, to tak na prawdę jest to morze. Robi wrażenie – przyznaje.
Gorących wrażeń nie mogą doczekać się strażacy. Aż palą się do pokonania pierwszych kilometrów wspinaczki. – Jestem przyzwyczajony do ekstremalnych warunków. W straży też, gdy się jedzie do akcji, to jedzie się do czegoś nowego, nieznanego. Każda akcja jest inna, niebezpieczeństwo istnieje podczas każdej akcji. Człowiek jest trochę obyty z niebezpieczeństwem, czy adrenaliną – mówi Piotr Maseli, OSP Bytom-Stolarzowice, uczestnik wyprawy.
Ale i tak uważać trzeba – dopowiada himalaista Artur Hajzer. Bo z wysokością, jak z ogniem – nie ma żartów. – Można planować wspinaczkę na trzy dni, ale wcześniej trzeba mieć przygotowanie aklimatyzacyjne. I raczej odradzałbym startowanie w kierunku szczytu Mont Blanc zaraz po wyjściu z samochodu. To jest częsty błąd alpinistów szczególnie z Polski – mówi.
Strażacy popełnić błędu nie zamierzają. Przyznają, że boją się i kontuzji, i choroby wysokościowej, więc będą ostrożni. Mają przecież do kogo wracać. – Możemy nie wejść, może pogoda nie dopisać, różnie bywa. Zdrowie człowieka jest najważniejsze. Może być tak, że wejdziemy na powiedzmy 2300 metrów do pierwszego obozu, i że komuś zdrowie może odmówić posłuszeństwa – mówi Rafał Krauze, OSP Bytom-Stolarzowice, uczestnik wyprawy.
Najbliżsi, choć nie kryją strachu, wyprawie kibicują. – Codziennie mam dostać sms-a, czy wszystko jest w porządku, tak że będę codziennie oczekiwała – informuje Barbara Malecha, żona uczestnika wyprawy.
Cieszą się ci, którzy wyprawę pomogli zorganizować. I strażaków stawiają za wzór. – Widać, że ta społeczność żyje, że to co robią, robią z pasją. Stawiają sobie cele i skutecznie je realizują – stwierdza Jacek Brzezinka, poseł. To zaledwie ich pierwszy krok. Każdy kolejny będzie bez wątpienia pełen ognia.