Olimpijczycy ze Śląska zmobilizowani wyruszą do Londynu

Dla Adama Skrodzkiego olimpijski medal to marzenie. Na zgrupowaniu w Wiśle na razie szermierka na sucho pod okiem trenera i tak do niedzieli. Ostatnie dni do startu w igrzyskach to dla każdego olimpijczyka okres wytężonej pracy i stresu. – Póki co, skoncentrowany jestem na poprawieniu jakiś konkretnych elementów szermierczych technicznych i taktycznych, czyli podchodzę raczej zadaniowo. Na razie ten stres jeszcze jest oddalony – mówi Adam Skrodzki, szablista AZS AWF Katowice. Zbyt daleko nie wybiega myślami również szkoleniowiec szablisty katowickiego AZS AWF. Za nimi nerwowe tygodnie. Miesiąc temu start Skrodzkiego w Londynie stanął pod znakiem zapytania. – Decydujące są właśnie elementy związane z jego kontuzją i tu nie chodzi, żeby się asekurować. Tylko po prostu czekamy aż ten obóz się skończy, pokaże swoje umiejętności w wariantach ofensywnych, wtedy będziemy się zastanawiać nad szansami – wyjaśnia Ryszard Czaja, trener polskich szermierzy.
Tego problemu nie mają siatkarze i to nie tylko ci halowi, opromienieni ostatnim sukcesem w Lidze Światowej. Kurek i spółka do Londynu pojadą teraz w roli faworyta. Swoje pod siatką możemy ugrać też na olimpijskim piasku, o to ma zadbać pochodzący ze Ślaska duet, Fijałek- Prudel. – Celów sobie nie stawiamy, bo są to pierwsze w ogóle igrzyska dla siatkówki plażowej w Polsce. Zobaczymy, jak będzie. Na pewno będzie dobrze, bo sam udział będzie dla nas ogromną nagrodą, wyróżnieniem, ale będziemy po prostu próbować jak najlepiej, żeby jakąś miłą niespodziankę tam upamiętnić – stwierdził Mariusz Prudel.
Trzecie ostatnio miejsce naszej eksportowej pary siatkarzy plażowych w berlińskim World Tourze to świetny prognostyk. Ale wyczynowy sport na Śląsku od lat kuleje. Dlatego tak skromne grono olimpijczyków – zaledwie 16 – będzie reprezentować nasze kluby w Londynie. – Wypada ubolewać, że Śląsk – teoretycznie bogaty region – nie jest w stanie utrzymać co najmniej kilku sportowców i zapewnić im takie warunki, żeby chcieli w dalszym ciągu reprezentować barwy naszych klubów – uważa Andrzej Grygierczyk, redaktor naczelny “Sport”.
Pochodzące ze Śląska gwiazdy polskiego sportu Otylia Jędrzejczak, Marek Plawgo czy Artur Noga wybrali Warszawę. Ale jak pokazuje przykład jedynej w igrzyskach polskiej maratonki Karoliny Jarzyńskiej, nawet w tak małym klubie jak Piętka Katowice, można dochować się olimpijczyka. – Zawodniczka musi w okresie 3 miesięcy przed startem w maratonie wyjeżdżać na obozy od 6-8 tygodni w wysokie góry i za to trzeba zapłacić – oznajmia Wiesław Piętka, prezes klubu Piętka Katowice.
Olimpijski wyczyn kosztuje sporo zdrowia. Hektolitry potu na bieżni, korcie i treningowej sali zostawili w ostatnich 4 latach ci, którzy w walce o medale poważnie się liczą, ale i ci, którzy sprawić mogą na Wyspach miłą niespodziankę.



