Region

Ostatnia szansa dla rolników na pieniądze z Unii!

Głęboko w lesie w staraniach o unijne dopłaty jest wielu rolników. Choć termin składania wniosków mija za pięć dni, w wielu miejscach formalności nie dopełniło jeszcze ponad 30 procent uprawnionych. – Jak nie ma urodzaju, to się nie sprzeda. Z hektara to się nie da wyżyć, trzeba mieć 50 hektarów. Dobrze, że mam emeryturę to jest z czego dokładać – mówi Waldemar Bożek, rolnik z Pszowa. Dołożyć do każdego hektara po przynajmniej 700 zł gotowa jest Unia. Pod warunkiem, że rolnik zdoła prawidłowo wypełnić dokumenty. – Dla jakiegoś laika, to nikt nie wie, tak jak pani, moja mama, ja tego nie umiałam wypełnić. Spędziłam wczoraj pół dnia nad wypełnieniem – opowiada Anna Mrożek, która pomaga mamie w wypełnieniu wniosku.

Wypełnione po brzegi interesantami są agencje restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa. To właśnie one przyjmują wnioski. I choć urzędnicy wniosek sprawdzą, wypełnić za rolnika już go nie mogą. Za to w najbliższych dniach będą bardziej dostępni. – Będziemy pracować również w sobotę i przyjmować te wnioski, a w przyszłym tygodniu poniedziałek, wtorek i środa pracujemy do 21 – informuje Łukasz Konarski, ARiMR w Będzinie. Wydłużone godziny pracy warto wykorzystać, bo choć wnioski będzie można składać jeszcze po 15 maja, za każdy dzień zwłoki rolnik straci jeden procent dotacji. O wsparcie dla swej produkcji stara się też Zdzisław Kamola z Sarnowa, który prócz zbiorów zbóż, prowadzi stadninę koni. Z doświadczenia wie, że dotację można dostać, ale można szybko ją też stracić. Jemu wsparcie z Unii obcięto o połowę, dlatego że wyrzucił obornik w niewłaściwym miejscu. – Zachodu dość dużo, strata czasu, kolejki i na kilka lat żeśmy zrezygnowali. Doszliśmy do wniosku, że nie ma opłacalności.

Opłacalność prowadzenia gospodarstw rolnych spaść może jeszcze bardziej. Komisja Europejska dopatrzyła się nieprawidłowości w weryfikowaniu przez polskich urzędników wniosków o dotacje. Te mieli dostać nawet ci, którzy nie spełniali wymogów. Polska ma oddać Unii ponad 300 milionów złotych. – Główne niedociągnięcia kierowane do Polski dotyczą naboru w latach 2004-2006 i tej wstępnej kontroli podpisywania umów dla tych 160 tys. gospodarstw – tłumaczy Stanisław Kalemba, minister rolnictwa. Politycy przerzucają się odpowiedzialnością. – Mówiąc szczerze błędów jest co niemiara, a ta próba szamotaniny w ostatnich paru dniach jest co najmniej dziwaczna i osłabia naszą pozycję przed sądem pierwszej instancji – uważa Zbigniew Kuźmiuk, PiS.

Odwołanie od decyzji może jednak na wiele się już nie zdać. Bo Unia szuka oszczędności. Dlatego błędy polskich urzędników są jej na rękę. Nie na rękę są z kolei podatnikom, bo zwrot dotacji odbędzie się z ich kieszeni.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button