Ostatnie pożegnanie Henryka Bałuszyńskiego

Piłka była przygodą jego życia. Życia, które nagle zostało przerwane. Henryk Bałuszyński zmarł na zawał w miniony czwartek mając niespełna czterdzieści lat. Urodził się w Knurowie, ale pierwsze kroki na boisku stawiał na boisku w Chudowie. – Zawsze nas tu odwiedzał, razem z żoną prowadzili działalność i wspomagali nas czy to finansowo, czy ofiarując różne dary – wspomina Mateusz Papkala, wiceprezes Gwiazdy Chudów. Henryk Bałuszyński pod koniec lat 80 trafił do Zabrza. Barwy Górnika reprezentował przez sześć sezonów. Na tym boisku rozegrał ponad sto spotkań, w których zdobył 18 bramek. – Był skromnym, mało wymagającym człowiekiem, który za cel wziął sobie dobrze trenować, dobry poziom sportowy osiągnąć i to na pewno mu się udało – podkreśla Stanisław Oślizło, legenda Górnika Zabrze.
Udało mu się również za granicą. Z Zabrza przeniósł się do Bochum. W debiucie zdobył dwie bramki. W Niemczech rozegrał dziewięć sezonów. Dziś strona internetowa VfL Bochum informuje, że “VfL płacze po Bałuszyńskim”. – Miał niesłychany gaz, niesłychane odejście z piłką i miał taki ciąg na bramkę. Ci obrońcy gdzieś tam nie mogą go dogonić i to był jego markowy fragment, który u Henia zapamiętam – opowiada Jerzy Dudek, były reprezentant Polski.
Bałuszyński zagrał też w reprezentacji Polski. Z orzełkiem na piersi rozegrał 15 spotkań. Po zakończeniu piłkarskiej kariery wrócił do Chudowa. Pomagał jak mógł miejscowej Gwieździe, na początku nie tylko jako trener, ale również jako zawodnik. – Nigdy się nie odwrócił, zawsze pomagał. Kariera, pieniądze, sława nigdy nie przyćmiła jego człowieczeństwa i tego, że był kumplem do końca – zaznacza Adam Kryger, piłkarz Gwiazdy Chudów.
Do końca był też z nim świat sportu. – Nie ma ludzi niezastąpionych, ale jest też powiedzenie, że czasem niektórych ciężko zastąpić – podsumował Adam Kryger.
Tak jak jego sportowej pasji i tego co robił poza boiskiem.