Oszczędniej, ale bez paniki

Kryzysowa konferencja, bo i czasy kryzysowe. Temat jeden: kulejąca gospodarka. – Chodziło nam o to by pokazać tę sytuację bez lukrowania i przygotować się na tę kulę snieżną, która dopiero zaczyna obrastać – tłumaczy Zygmunt Łukaszczyk, Wojewoda Śląski. Z pozoru nie jest źle. Województwo śląskie na tle kraju ma najniższą stopę bezrobocia. Niecałe siedem procent. W tyle zostaje m.in. mazowieckie, stawkę zamyka warmińsko-mazurskie z prawie szesnastoprocentowym bezrobociem. Problem w tym, że na Śląsku tylko w ostatnim miesiącu przybyło 15 tysięcy nowych bezrobotnych. Takiego wzrostu nie notowano od miesięcy.
Plaga zwolnień najboleśniej dotknęła małe miejscowości. Takie jak siedmiotysięczne Miasteczko Śląskie. Widmo bankructwa zawisło nad tutejszą hutą – największym pracodawcą w mieście. 200 osób na pewno pójdzie na bruk. Kolejnych 800 nie może być pewnych swego. – U mnie pracuje dwóch synów w hucie, zieńc i jak ich pozwalniają, to ja nie wiem co będzie – mówi Amelia Polaczek. – Z czego mają żyć Ci ludzie, z czego dzieci posłać do szkoły. Zamknąć zakład, to nie sztuka – tylko dać ludziom pracę to sztuka – dodała Leokadia Kołodziej.
Specjaliści są zgodni – skala bezrobocia jeszcze nie przeraża. Tempo z jakim przybywa bezrobotnych jak najbardziej. – Najprościej jest zwolnić, odczekać i przyjąć, ale to nieracjonalne z punktu widzenia ekonomicznego – tłumaczy Andrzej Barczak, ekonomista. Ale z takiego – nieracjonalnego założenia tylko w ostatnich tygodniach wychodziły zarządy największych zakładów w regionie. Ponad 100 osób zwolnił General Motors, dwa razy tyle straciło pracę w koncernie Arcelormittal i bielskim zakładzie odzieżowym Bielcon. Wczoraj pracę straciło 300 pracowników tyskiej fabryki Lear. Zwłaszcza ten ostatni przykład pokazuje, że pracodawcy w dobie kryzysu nie przebierają w środkach.
Kolejne zwolnienia coraz wyraźniej rysują podział regionu na bogate centrum i południe i biedną północ. Najlepiej jest w dużych miastach, w Katowicach stopa bezrobocia nie przekroczyła dwóch procent, ale juz w Myszkowie powoli zbliża się do dwudziestu. Anna Pocztowska od czternastu lat sprząta w jednym z myszkowskich urzędów. Zarabia sześćset złotych. I cieszy się, że ma prace. – Jest ciężko, pomagają babcie z rent. A jak nie, to jedziemy na kredytach. Trudna sytuacja w obliczu, której stanęło województwo sprawiła, ze nawet związkowcy nieco spuścili z tonu. – Widzimy, że sytuacja jest trudna i wspólnie z pracodawcami jedziemy na tym samym wózku, przecież pracujemy w tych samych zakładach pracy – tłumaczy Piotr Duda, NSZZ Solidarność.
Już taka zmiana nastawienia pokazuje jak poważna jest sytuacja. A ekonomiści nie mają wątpliwości. To dopiero początek. – Ja bym się jednak niestety przygotowywał na najgorsze. Mogą się zdarzyć sytuacje, że będą zwolnienia w spółkach. Natomiast jaka to będzie skala, w tej chwili to ciężko oszacować – podsumował Michał Zdziejowski, ekonomista.
I to chyba najbardziej niepokojąca informacja.