Paliwowa bomba w Cieszynie

Co znajduje się w dziewięciu hektolitrowych zbiornikach schowanych pod ziemią – nie wiadomo. – Ktoś sprowadził te substancje z zewnątrz. Jakaś firma się tym zajmowała, coś się działo. Jakieś produkty wyjeżdżały, wjeżdżały, w dzień, nocą. W końcu zostali namierzeni, więc wynieśli się stąd – mówi były pracownik bazy paliwowej.
To co po sobie zostawili – dalej straszy. – Analizy wykazały, że wody podziemne są zanieczyszczone substancjami ropopochodnymi. W związku z tym wystąpiliśmy do prokuratury – mówi Bogusława Kucharczyk, kierownik działu inspekcji, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska.
Kto jest odpowiedzialny za ekologiczną bombę z opóźnionym zapłonem – ustala teraz policja. – Tam może znajdować się kwas siarkowy – mówi asp. Mariusz Białoń, KMP w Cieszynie. Przed laty używany tutaj prawdopodobnie przez mafię paliwową do przerabiania oleju opałowego na napędowy. – Wszczęto postępowanie o składowanie odpadów niebezpiecznych dla środowiska, zagrożonych karą pozbawienia wolności do pięciu lat . W tej chwili prokurator wystąpił do sądu okręgowego o wyznaczenie kuratora – wyjaśnia Białoń.
Właściciel terenu przejętego po dawnym CPN-ie już dawno nie żyje. Problem za to sam nie zniknie. Zwłaszcza, że to, co czai się pod ziemią, życie mieszkańcom Cieszyna już raz zatruło – podczas powodzi w 2005 r. Wtedy toksyczne substancje miały zostać znautralizowane. Minęło pięć lat i temat powrócił. – On zawsze wraca w sytuacji zagrożenia powodziowego. Ktoś tam sobie przypomni, że jednak tu jest takie realne zagrożenie – mówi Emil Dawid, który pracuje obok skażonego terenu.
Zagrożenie, z którym muszą żyć właściciele firm i domów sąsiadujących z zapomnianą bazą. – Jeżeli jest tak bezpańsko zostawiona, to może zagrażać powiedzmy temu bezpośredniemu sąsiedztwu, głównie powiedzmy jakimś uprawom rolnym. Może nastąpić skażenie. Ale w jakim stopniu, to tego nie wiem – dodaje Dawid.
Ale zdaniem dziennikarki, która sprawie się przygląda, niewiedza doskwiera nie tylko mieszkańcom Cieszyna, ale i urzędnikom. – Nie wiedzą tak na prawdę jak głęboko sięga to zanieczyszczenie, czy to jest wina nieszczelnych zbiorników – mówi Katarzyna Lindert-Kuligowska, Głos Ziemi Cieszyńskiej.
Nie wiadomo też, kto za likwidację i zbiorników, i szkód przez nie spowodowanych zapłaci. – Sedno tutaj tkwi właściwie w polskim prawie. To znaczy, że służby nie mogą wejść na ten teren, nie mogą oczyścić tych zbiorników, nie mogą usunąć tego zagrożenia. To jest jak gdyby główna przyczyna tego problemu – mówi Lindert-Kuligowska.
Bezpańskiego problemu, który jakoś sam z powierzchni ziemi – i nie tylko – zniknąć nie chce. Teraz chodzi o to, żeby ktoś zechciał pomóc obawiającym się o swoje zdrowie mieszkańcom.