Park nie dla rowerów?

Na początku miał być mandat, ale szczęśliwie skończyło się na pouczeniu. – Jako rowerzysta i jako stały bywalec tego parku czuję się dość nieswojo, to po prostu chora sytuacja – stwierdza Dawid Szulc, rowerzysta. Tym bardziej chora, bo za ciężki wypadek, któremu – jak twierdzi – uległ nie ze swojej winy w obliczu bezwzględnych przepisów musiał zapłacić z własnej kieszeni. – Znak ten dotyczy zakazu ruchu w obu kierunkach, nie może wjechać żaden pojazd, a dotyczy to wszystkich pojazdów. Kierujący wjeżdżając za ten znak jest narażony na poniesienie konsekwencji mandatu karnego – wyjaśnia sierż. sztab. Bogusław Brożek z KMP w Katowicach. I pewnie gdyby policjanci ustawili się w pobliżu znaku, w niedługim czasie dość pokaźna suma z mandatów mogłaby zasilić budżet państwa. Codziennie bowiem setki rowerzystów łamią przepisy.
Jak dotąd też urząd miasta nie zrobił w ich sprawie nic dobrego. – Żeby tam nie zniszczyć nawierzchni został postawiony znak – może niefortunnie zabraniający ruchu wszystkim pojazdom w tym też rowerom – przyznaje Sławomir Witek z wydziału sportu i turystyki UM w Katowicach. I wydaje się, że ta decyzja nie była jedyną niefortunną. Istnieje bowiem w Katowicach droga rowerowa, która ma zaledwie 300 metrów długości. – Jest mi czasami wstyd jak kogoś tutaj zapraszam. Ktoś przyjeżdża na dworzec i nie potrafi czytelnie wyjechać rowerem z dworca PKP – denerwuje się Piotr Spiegel, rowerzysta.
– Żądanie tras rowerowych wydaje się jakaś fantazją. W ogóle osoba, która dojeżdża do pracy na rowerze jest przez większość osób uważana za dziwaka – uważa dr Łukasz Zweiffel, socjolog i rowerzysta. Nic więc dziwnego, że nikt nie bierze go na poważnie. A już na pewno nie urzędnicy.