Patrol na deskach

Z tego, że szusowanie po polskich stokach często przypomina jazdę bez trzymanki zdają sobie sprawę sami narciarze. Wariaci jeżdżą i czasami jest potrzebne, żeby ktoś ich przytemperował. – uważa Roman Kasperski. Dlatego właśnie od kilku lat beskidzkie stoki patrolowane są przez policjantów, którzy temperują, przestrzegają, a także pomagają niesfornym narciarzom. Mandaty raczej się nie zdarzają, ale obecność policjantów napawa otuchą tych, którzy z przerażaniem patrzą na to, co dzieje się na stokach: Jest jednak dosyć dużo ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z tego co robią, może nie pijących wódkę, ale przeceniających swoje możliwości – stwierdza Gustaw Kmietowicz.
Pierwsze patrole policyjne na nartach pojawiły się w polskich górach, wzorem krajów alpejskich, pięć lat temu: Ten pomysł narodził się we Włoszech. Tam to bardzo, bardzo dobrze się sprawdza. No, nam jeszcze troszkę do Włoch brakuje – mówi sierżant Artur Nawaryński.
A brakuje głównie kultury, choć to nie jedyny problem. W pracy policjantów na nartach zdarzają się i sytuacje ekstremalne: Biegał sobie samowolnie amstaf puszczony no i kąsał snowboardzistów i trzeba było rozwiązać sytuacje w ten sposob, że musieliśmy go jakoś tam no okiełznaliśmy go normalnie, sprowadziliśmy – opowiada asp. szt. Maciej Gorszczyński. Uspokajać nastroje trzeba czasami jeszcze przed zjazdem ze stoku: Czasami jest troszeczkę krewkich ludzi w kolejkach i obecność policji uwydatnia, że tak powiem, wzmaga poprawne zachowanie. – mówi Roman Gladzysz GOPR.
Obecność policjantów przypomina także,że kodeks narciarski jest bardzo podobny do drogowego. Sprzęt to jest tak jak samochód. Nie wolno za kierownicą pić alkoholu, a też nie wolno pić jak się jeździ na nartach – tłumaczy Jan Myślajek.
A każdy kto nie pamięta o tych zasadach, może w bardzo szybkim tempie zobaczyć komunikat:KOniec trasy.