Piast maluje

Kibice Piasta swoich pupili dopingują ostro w ekstraklasie. Po meczu – miłość i sympatie swojemu ukochanemu klubowi wyrażają na murach. I to gdzie popadnie. – Po prostu chuliganka – trochę park, trochę ulica. W domu rodzice zabronią na tapecie napisać, ale napisze na ścianie – opowiada Artur Nawrot, mieszkaniec Gliwic. Tyle, że tego kunsztu nie doceniają władze Gliwic. – Zaśmiecanie murów wewnątrz miasta jest anty promocją, z tym należy skończyć – stwierdza Marek Jarzębowski, UM Gliwice.
Jak? Oczywiście zamalowywać. Ale, że to malunki sympatyków gliwickiego Piasta toteż miasto wpadło na pomysł, aby za usuwanie bohomazów będzie odpowiadał…sam klub, także finansowo. A, że kolorowo nie znaczy wcale różowo – wie prezes Piasta, Jacek Krzyżanowski. – My chcemy jednak, że tak powiem organizować klub sportowy, chcemy działać na niwie sportowej, a robienie z tego powiedzmy przedsiębiorstwa budowlanego, może małego, to chyba niczemu nie służy. Na nie jest także Stowarzyszenie Kibiców Piasta Gliwice. Jak mówią problem graffiti można rozwiązać w zupełnie inny sposób. – Rozmawiamy z urzędnikami od nas aby była podobna akcja: niebiesko-czerwone Gliwice i aby kibice mogli te swoje zamiłowanie do klubu Piasta wyrażać właśnie na murach w miejscach, które są do tego odpowiednie – tłumaczy Bartłomiej Kowalski, Stowarzyszenie Kibiców Piast Gliwice.
Z kolei w klubie mają nadzieje, że pomogą apele piłkarzy czy członków stowarzyszenia. Bo skoro udało się z wybrykami chuliganów na stadionie, to uda się też z napisami na murach. Zdaniem prezesa Piasta obciążenie klubu kosztem usuwania napisów jest niepoważne. – Ja nie wiem czy napisy o treści związanej z klubem sportowym maluje kibic Piasta, czy być może tylko osoba, która coś chce namalować i akurat ma taki pomysł, a nie inny. Lub po prostu kibic innej drużyny, bo tych w Gliwicach nie brakuje. – Jak wiadomo są sympatycy nie tylko Piasta, ale też Górnika Zabrze, a ponadto jak jest fajne graffiti to ono nie przeszkadza – uważa Jerzy Dudała, socjolog, autor książki o kibicach.
Na razie graffiti jest, bo umowa jeszcze nie została podpisana. – Skoro nie jest podpisana, to podlega negocjacjom, bo na tym polega umowa. Podlega rozmowom, natomiast z samej zasady na pewno nie zrezygnujemy – deklaruje Marek Jarzębowski, UM Gliwice.
Dlatego liczyć można się z tym, że już niebawem napisy znikną z gliwickich budynków.