Piechto(lotem) nad morze

W taki sposób Michał Rzepko wraz z młodszym kolegą dotarł nad Bałtyk. -Odpowiedzialność napewno czułem, jego rodzice jakbym im go całego nie przyprowadził do domu, chyba by mnie zabili, przechrzcili, bym z balkonu z 4 piętra spadł – stwierdza Michał Rzepko.
Na szczęście wrócili cali i zdrowi, nie licząc poranionych stóp. W 13 dni przeszli 650 kilometrów, przeżyli też wiele przygód. – Rano jacyś ludzie nas budzą, i mówią nam, że śpimy na jakimś haku, do którego krowę trzeba było podpiąć. Tak patrzymy jakiś metal, rano wychodzimy z namiotu a tam się pasą obok nas jakieś krowy, byki. No fajnie to było – uważa Łukasz Adamczyk.
Młodzi podróżnicy, spali w namiocie, który przemakał jak mówią nawet podczas małego deszczu. Rodzice śledzili każdy ich ruch. Mama Michała z nerwów uciekała w świat książek, ale nawet na czytaniu trudno jej się było skupić. – Ja wyobrażałam sobie różne rzeczy, okropne, bałam się, najbardziej tak jak mówie, tego że ludzie dziś miewają różne pomysły – stwierdza Teresa Rzepko, mama Michała.
Pomysł wędrówki Andrzej Adamczyk, ojciec Łukasza w styczniu przyjął z uśmiechem. Zgodził się. Nie wierzył, że do wyprawy dojdzie. Dopiero potem się wahał. – Byłem zły na siebie, chciałem mu to wyperswadować, żeby nie szedł, bo to jest strach, samochody, ulica. To są też różni ludzie, nieraz źli, no ale potem tak mnie przekonywał, że się zgodziłem – mówi Andrzej Adamczyk, tata Łukasza.
Dziś jest dumny z syna. Wie, że wymagało to od niego nie tylko solidnego przygotowania, pod względem fizycznym ale także silnego charakteru.
– Mentalność i aspekt psychologiczny jest bardzo istotny, ponieważ w miarę upływu, że tak powiem kilometrów narasta zmęczenie – stwierdza Jacek Bartek, nauczyciel wychowania fizycznego.
Zmęczenie dla dwóch śmiałków z Rudy Śląskiej to żadna przeszkoda. Już dziś snują plany dotyczące przyszłorocznej wyprawy i jest szansa, że pomysłu pójścia piechotą nad Atlantyk też im z głowy nikt nie wytrzepie.